O tym jednym z najdziwniejszych i najbardziej ekscentrycznych muzyków napisano już chyba wszystko. O Felixie Kubinie mówi się zarówno w kategoriach twórcy współczesnej muzyki, awangardowego artysty czy prowokatora, który swoimi albumami i filmami wywraca spojrzenie na temat muzyki i historii do góry nogami.
Pod koniec ubiegłego roku ukazał się zbiór jego filmów i obrazów nakręconych do jego muzyki „Fernsehpropheten” a my spotkaliśmy się z tym niemieckim muzykiem w Gdańsku, 1 sierpnia, dokładnie o słynnej godzinie W. Pretekstem do rozmowy była muzyka jaką Kubin przygotował do spektaklu „Makbet Remix” w reżyserii Roberta Florczaka, który był pokazywany podczas tegorocznego Festiwalu Szekspirowskiego. Ale nie rozmawialiśmy tylko o teatrze, nasz rozmówca bardzo dużo opowiedział nam o słuchowiskach radiowych, które tworzy w niezliczonych ilościach, nostalgii za komunizmem i jego metodach pracy. Zapraszamy do lektury.
Rozmawiamy w trakcie Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku, podczas którego przygotowujesz muzykę do sztuki „Makbet Remix” w rezyserii Roberta Florczaka z Klubu Sfinks. Czy dla Ciebie przygotowywanie muzyki dla tego typu spektaklu to wyzwanie?
Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że nie jestem wielkim fanem Szekspira, czasem naprawdę go nienawidzę. Ale widzę pewne ciekawe sposoby, w jakie można poruszać tematy o których mówi. Tak naprawdę byłem bardzo ciekaw współpracy z Robertem Florczakiem – grałem w jego klubie Sfinks, który ma już pewną międzynarodową sławę. Podoba mi się w jaki sposób łączy muzykę z innymi dziedzinami sztuki, więc przede wszystkim on oraz kilka innych osób jak Leon Dziemaszkiewicz, Anna Steller, Bożena Elterman sprawili że to może być ciekawa forma współpracy. Dla mnie to była trochę jak rodzinna współpraca.
Obecnie wielu artystów oprócz nagrywania płyt, tworzy muzykę do spektakli, filmów, słuchowiska. Ty działasz na tych wszystkich polach niemal jednocześnie – jakie są dla Ciebie zależności między tymi formami sztuki?
Teraz doszły jeszcze lecture performances. To dosyć nowa forma, coś między czytaniem i performance. To jakby czytanie na żywo audycji radiowej. Oprócz tego uczestniczyłem w kilku warsztatach na uniwersytetach.
Wydaje mi się, że najwięcej czasu poświęcam komponowaniu – muzyki popowej, ale także współczesnej. Od kilku lat znów coraz bardziej zagłębiam się w muzykę eksperymentalną. Stworzyłem kompozycje dla Ensemble Integrale. Niedługo wydamy płytę „Echohaus” – bardzo długo marzyłem o nagraniu czegoś takiego, niemal od 3 lat. Genezą tego nagrania był pomysł na nagranie współczesnej i klasycznej muzyki w odmienny sposób.
To znaczy?
Nie chcieliśmy używać jakichkolwiek pluginów czy elektronicznych efektów. Chciałem zarejestrować jedynie oryginalne echa pokojów w których nagrywaliśmy poszczególne instrumenty. To było coś pomiędzy współczesną, akademicką muzyką a improwizacją. Stworzyliśmy także nietypowy balans między głośnością poszczególnych sygnałów. Na przykład spreparowane pianino było czasem bardzo ciche, a kiedy indziej głośne. Podobnie było z różnymi innymi głośnymi nagraniami. Wykreowaliśmy pewien klimat kina, w którym w zupełnie inny sposób kładziesz nacisk na brzmienie poszczególnych instrumentów. Gdy zazwyczaj je nagrywasz, wszystkie są umieszczone obok siebie, a do każdego jest przystawiony mikrofon. Dla mnie to zbyt teatralne – rozdzieliłem muzyków, umieszczając ich w różnych pokojach z różnym echem dźwięku. Nie mogli się zobaczyć, mieli jedynie nałożone słuchawki.
To koncepcyjna idea i metoda kreowania eksperymentalnej muzyki, którą wykorzystywałem już z moim zespołem Klankrieg, do nagrywania muzyki akademickiej. Dodatkowo nagrałem trochę brzmień z moich analogowych syntezatorów. Płyta zostanie wydana w październiku przez hamburski label Dekorder, który specjalizuje się w eksperymentalnej muzyce folkowej i eksperymentalnej muzyce w ogóle.
Wspomniałeś o niewykorzystywaniu pluginów i elektronicznych efektów. Jaki obecnie jest Twój stosunek do analogowych instrumentów i muzyki tworzonej na laptopie?
Laptop to dla mnie zastępstwo dwudziestoczterośladowego magnetofonu. Cyfrowe nagrania dają więcej możliwości przy edycji poszczególnych nagrań. Kiedy tworzę słuchowiska radiowe, wykorzystuję zarówno analogowe syntezatory jak i laptop – na nim mam wiele ścieżek i mogę je szczegółowo dopracowywać.
Niemieckie słuchowiska mają doskonałą jakość, o wiele lepszą niż w innych krajach. Można je wręcz porównać do brzmienia kina. Ale tak naprawdę mogę produkować moją muzykę na każdym typie instrumentów, niezależnie od tego czy to sprzęt cyfrowy czy analogowy. Można powiedzieć, że raczej preferuję starodawne metody nagrywania, bo wciąż wykorzystuję MIDI czy sample.
Powiedziałeś o słuchowiskach radiowych. Bardzo często powtarzasz, że miały i mają ogromny wpływ na Twoją muzykę. Co dla Ciebie jest w nich tak interesującego? Co tak często kieruje Cię do tego, że nagrywasz muzykę, która brzmi jak ścieżka dźwiękowa do słuchowisk radiowych?
Kiedy spytałeś o balans pomiędzy różnymi dziedzinami sztuki którymi się zajmuję, teraz mógłbym odpowiedzieć, że najwięcej czasu poświęcam koncertom i słuchowiskom radiowym, których tworzę bardzo dużo. Nie tylko tworzę do nich muzykę, ale także tworzę je w całości.
Wszystkie pola sztuki, po których się poruszam, wzajemnie na siebie wpływają. To jest mój koncept – staram się robić jak najwięcej, żeby tylko nie popaść w rutynę. Co oczywiście nie znaczy, że nie mam jakichś ulubionych form czy stylów. Są takie, które lubię bardziej i takie które lubię mniej. Jeśli spojrzysz na płyty, które nagrałem, zobaczysz, że bardzo często kładę nacisk na zupełnie co innego, koncepcja niemal w każdym przypadku jest inna.
W słuchowiskach radiowych podoba mi się to, że mogę łączyć w nich różne dziedziny sztuki. Sound art., realistyczne krajobrazy dźwiękowa i bardzo abstrakcyjne, głos człowieka – dla mnie bardzo interesujący, nie jako śpiew ale jako głos, każdy jest bardzo muzycznym dźwiękiem. Zwracam dużą uwagę na brzmienie głosów przy moich słuchowiskach. Kolejny element to pisanie czyli wymyślanie dialogów albo zbieranie elementów z wywiadów i wklejanie ich do słuchowiska, łączenie fikcji i rzeczywistości. Ostatni element to oczywiście muzyka. W dobrych programach w Niemczech mam nieograniczone pole możliwości i mogę stworzyć to, czego chcę.
Czy słuchowiska radiowe są teraz bardzo popularne w Niemczech?
Najwięcej popularności zyskały w okresie, kiedy byłem mały, wtedy słuchało się ich niesłychanie wiele. Kiedyś były nawet specjalne kluby czy puby, gdzie można było słuchać słuchowisk, teraz jest sporo festiwali poświęconych słuchowiskom jak np. festiwal Leipziger Hörspielsommer. Poza tym strasznie popularne są audiobooki, w Niemczech to niesamowity rynek – wiele słuchowisk powstaje na potrzeby radia, ale równie dużo powstaje specjalnie w formie audiobooki. Wydaje mi się, że Niemcy o wiele bardziej lubią słuchać książek niż je czytać.
No tak, ale z drugiej strony w Polsce ludzie też często wolą słuchać książek, bo mało ich czytają. Czy to nie takie błędne koło?
Tak, trochę masz rację. W Polsce jest silna tradycja narratora, lektora w telewizji. Kiedy ludzie go słyszą, przypomina im się młodość, to takie nostalgiczne spojrzenie w przeszłość. W Niemczech mamy tradycję dubbingu...
Chyba mało kto spoza Niemiec ją lubi...
Tak, wiele krajów uznaje ją jako absurdalną, ale muszę Ci powiedzieć, że niektóre z dubbingów są o wiele lepsze niż oryginalne wersje, a poza tym dialogi są o wiele ciekawsze. Osoby, które je tłumaczą znają się na tym i robią to w doskonały sposób. Poza tym ludzie, którzy udzielają głosów do dubbingu są profesjonalistami i robią to bardzo dobrze. W Niemczech istnieje długa tradycja mówienia – ludzie nie odgrywają tego tak jak na scenie, to raczej umiejętność tworzenia obrazów przez dialogi. Dzięki słuchowiskom, osoby które ich słuchają mogą sobie wyobrazić cały świat, o którym opowiadają. W słuchowiskach fascynujące jest to, że cały obraz świata powstaje w Twojej głowie.
Poza tym obecnie coraz bardziej rozwija się mobilne społeczeństwo. Wiele osób podróżuje, jeździ przez cały kraj pociągami, samochodami – to kolejny powód dla którego ludzie częściej wybierają słuchowiska. Kiedy jadą, mogą ich słuchać, więc zyskują na popularności.
Myślisz, że to zwrot – od generacji oglądania telewizji do słuchania?
W Niemczech słuchowiska zawsze były popularne w wielu różnych, odmiennych formach – od sound artu jak w DDR Acustiche Kunst po Deutschlandradio czy rozgłośnie z media artem i kryminalnymi opowieściami. Niemieckie słuchowiska są bardzo różnorodne, może Niemcy w jakiś szczególny sposób je odbierają, może wynika to z federalnego systemu administracyjnego w Niemczech. Każdy z landów ma swoją rozgłośnie radiową, które ze sobą konkurują, sprzedają sobie nawzajem słuchowiska. To dość spory rynek, a ludzie słuchają ich bardzo dużo. Widzę jednak zagrożenie, że stopniowo może obniżać się ich poziom, bo przecież bardzo często ludzie próbują zniszczyć coś co jest bardzo dobre (śmiech), to powtarzalny element historii.
"Wejście w świat Felixa Kubina to jak pojawienie się w starym dworku, gdzie duchy i komuniści świętują wspólnie przy wódce, a Ty nie masz pojęcia, dlaczego niespodziewanie zaczynasz tańczyć razem z nimi świętując sukces komunizmu z umarłymi”. Tak o Twojej twórczości powiedziała francuska artystka, Anne Laplantine. Co sądzisz o tym porównaniu?
Uwielbiam ten cytat! (śmiech)
Wiele osób mówiąc lub pisząc o Twojej muzyce, odnosi się do pojęcia komunizmu, na wiele sposobów. Jaki jest Twój do niego stosunek – jego atmosfery a może znaczenia politycznego?
Przede wszystkim to romantyczne spojrzenie na komunizm, nie ma nic wspólnego z komunizmem, którego doświadczyło wielu ludzi, kolejnego systemu, w której silniejsi kontrolują słabszych. Ale mieliśmy w społeczeństwie dwa sposoby funkcjonowania nim upadła żelazna kurtyna. Występowało coś w stylu hydrogenicznego systemu – Wschód i Zachód ze wszystkimi negatywnymi efektami. To były dwie strony medalu, teraz po upadku żelaznej kurtyny, kapitalizm wziął górę. Już dziesięć lat temu powtarzałem, że sposób w jaki kapitalizm się rozrasta będzie prowadził w złą stronę. To system który sam nie potrafi się regulować.
To, co podoba mi się w idei komunizmu to kolektywny sposób pracy. Obecnie, kiedy idea komunizmu umarła, ludzie kreują małe wyspy z podobnymi ideami, połączone z kolektywną współpracą artystyczną. Ludzie coraz częściej mówią „nie chcemy byś superjedostkami pracującymi w pojedynkę”. Superman albo Batman jest dobrym obrazem kapitalizmu – jeden koleś z własnymi ideami na sprawiedliwość, decydujący o tym co powinno się z każdym stać.
To jest cholernie przestarzałe. To, czego możemy nauczyć się z systemu komunistycznego to dokładnie odmienny sposób interakcji między ludźmi. Może to odbywało się jedynie w podziemiach, w kulturze alternatywnej, ale świetnie funkcjonowało. Coś podobnego tworzy Laibach, którzy nie byli jedynie prowokatorami, ale dorastali w całkiem liberalnym otoczeniu i chcieli proklamować ideały kolektywistyczne, w ten sposób pokazując swój punkt widzenia. Byłem kiedyś członkiem grupy Liedertafel Margot Honecker, mikstury działań performatywnych, subwertywnych, dada czy aktorstwa, ale także umierających idei socjalizmu.
Ale komunizm wiąże się także z określoną atmosferą, klimatem, nostalgią – na ile to pojawia się w Twojej muzyce?
W Niemieckiej kulturze najbardziej identyfikuję się z okresem lat 20. w Berlinie i ruchami rewolucyjnymi jak surrealizm czy właśnie dadaizm. Nie żyłem w tamtym okresie, więc wszystko co powiem to tylko romantyczna wizja tych czasów. Ale jeśli mówisz o estetyce – dorastałem w okresie propagandy dwóch telewizji – Zachodniej i Wschodniej, która mogłem oglądać u mojej babci. Black Channel – Schwarze Canale. Mogłem porównywać te dwa systemy, podział między Wschodem i Zachodem, ale oczywiście nie rozumiałem tego wszystkiego bo byłem zbyt mały.
Ale czy nie ma w tym co robisz pewnej nostalgii właśnie za tym okresem lat 70. i 80.? Wielu ludzi tęskni za komunistycznym okresem, w Polsce często przybiera to wręcz absurdalny wymiar.
Tak, dla mnie to bardzo mocny okres. Przekonałem się wtedy jak daleko może zajść muzyka pop. Zacząłem tworzyć dźwięki pod koniec lat 70, kiedy miałem 10-11 lat. To były początki moich zainteresowań muzyką, byłem otwarty na wiele dźwięków, chyba o wiele bardziej niż moi rówieśnicy. Byłem typowym słuchaczem radia, wszystkich informacji dowiadywałem się z niego. Ta generacja całkowicie uległa przeobrażeniu. Istotność i ważność radia ciężko obecnie wytłumaczyć młodym ludziom. Zazwyczaj nie rozumieją kiedy powiesz im że cały proces Twojej socjalizacji nieodłącznie wiązał się z radiem.
W radiu pracowało mnóstwo ludzi zainteresowanych w kulturze, punkowie, noise-artowcy, wielbiciele nowej wali. Ten okres niestety minął. Ale teraz dostrzegam, że kapitalizm nie dotarł w każde możliwe miejsce – wciąż jest wiele miejsc, nieskażonych jego wpływem. Nie wszystko zostało całkowicie sprzedane.
Bardzo dobrze widać to w Hamburgu, gdzie obecnie dochodzi do kulturalnego kryzysu. Wielu artystów opuszcza miasto, sam niedługo to zrobię. Hamburg to miasto z największą liczbą milionerów w Europie i kultura powstaje tam dla bogatych ludzi. Powinno być przeznaczanych na nią o wiele więcej funduszy, ale tak nie jest. A jeśli już pieniądze są na coś przeznaczane to są to ogromne budynki jak opera, o których wiesz że są tak drogie, że muszą pokazywać komercyjne produkcje, żeby się utrzymać. Nie ma czegoś takiego jak wolna przestrzeń, przestrzeń bez wpływu rządu i prywatnej własności. Na swój sposób brakuje takiej „zniszczonej” przestrzeni, pozbawionej jakiejkolwiek wpływów. Firmy i loga coraz częściej pojawiają się jak grzyby po deszczu, ale wciąż jest jeszcze kilka miejsc w których ich nie ma, to takie piękne stracone miejsca.
W kwestii nostalgii – oddzielam się całkowicie od tego uczucia, jak bardzo mogę. Wydaje mi się, że każdy okres ma interesujący aspekt. Nie chcę więc oceniać, które czasy były lepsze, a które gorsze. Wyciągam z każdego to, co mnie interesuje i co mi się podoba.
A jak dużo w Twoich działaniach jest takich wirusowych, subwertywnych działań, które prowokują albo po prostu zaskakują ludzi?
To wydarza się na wiele różnych sposobów. Lubię tworzyć jakieś podróbki, jak grupa Liedertafel Margot Honecker. Ale z drugiej strony, kiedy wypuściłem nagrania, które stworzyłem jako nastolatek, ludzie myśleli że to sfałszowany materiał. Jakość dźwięku była bardzo dobra i wydawało się im niemożliwe, że w takim wieku udało mi się stworzyć coś tak dobrego. Wydaje mi się, że nie powinno oceniać się czegoś na podstawie czy jest to prawdziwe czy nie – to bardzo naukowe podejście i zwraca uwagę na szczegółowe aspekty, a nie całokształt.
A co do wirusa – powiększam rzeczywistość to pewnego stopnia. To dzieje się cały czas i będzie także w najbliższej historii. Poza tym nie lubię dominacji przeszłości – jak na przykład Szekspir, który nie jest odpowiedzialny za swoje sztuki. To społeczeństwo wciąż niesie ciężar jego twórczości. Ale można reinterpretować ją na wiele sposobów. Lubię to robić, wpuszczać wirus i trochę ją zmieniać. To tak jak stworzenie fałszywej reklamy w starej gazecie. Może potem ktoś ją znajdzie i pomyśli „co za historyczna gazeta!”, a ona będzie w niej pewien fałszywa. Lubię konfudować ludzi z elementami rzeczywistości i ich oczekiwaniami. Ciągle trzeba przełamywać rutynę w społeczeństwie i tego jakie ma oczekiwania.
[Jakub Knera]