Chociaż na „Heat” na pierwszy plan wysuwają się organy, rhodes i syntezator modularny, z których Kurek układa stopniowo rozwijające się, ale rytmiczne struktury, o wiele ważniejszy wydaje się tutaj drugi plan. Ta płyta początkowo miała być zestawem utworów nawiązujących do muzyki konkretnej – za jej podstawę miały służyć sample archiwalnych nagrań z Amazonii, fragmenty kompozycji z lat 60. i filmów dokumentalnych z kawałkami wypowiedzi i przypadkowych dodatków, przerywników czy efektów. To one są główną składową tego albumu, mimo że czasem poupychane są zupełnie niepostrzeżenie i niepozornie w formie pojedynczych dźwięków, tlących się gdzieś loopów, drobnych wstawek czy symbolicznych ornamentów. W efekcie dostajemy mroczny i tajemniczy album, w którym tropikalna samplodelia, pełna naturalnych dźwięków, splata się z elektronicznymi brzmieniami, mikrostrukturami i frapującymi, zawadiackimi melodyjkami. Ale Kurek potrafi gęsto poupychać swoje pomysły, dodając chociażby trąbkę i dodatkowe perkusjonalia, w rewelacyjnym, zamykającym płytę She. Efekt powala.
[Jakub Knera]