Na festiwalowej mapie Europy odkryłem rok temu przedziwne miejsce. Położone w Belgii tuż przy dawnej granicy francuskiej miasteczko Dour okazało się już od kilkunastu lat gościć imprezę o nazwie "Belgian Alternative Music Event", będącą swoistą równoważnią dla powszechnie znanego i odbywającego się w sierpniu Pukkelpop. Ponieważ poprzednia edycja była jubileuszową, piętnastą, organizatorzy postanowili to uczcić zapraszając śmietankę światowej muzyki powiedzmy, alternatywnej. Gdy tylko zobaczyłem skład, wiedziałem, że trzeba tam pojechać: Tomahawk, Melvins, Soulfly, King Crimson, Fishbone, Jimi Tenor, Herbaliser, The Ex, Dalek, Stereo MC's, Jaga Jazzist, Alec Empire, a oprócz tego jeszcze sporo znanych kapel, które nie stanowiły dla mnie atrakcji (The Wailers, Biohazard, Rollins Band, Therapy?, Madball). Na miejscu okazało się, że przez cztery dni, na sześciu scenach będą się działy rzeczy tak przeróżne, że aż ciężko było to objąć.
Na dwóch dużych scenach pod otwartym niebem i czterech schowanych w namiotach, każdego dnia już od południa rozbrzmiewała muzyka, zazwyczaj dobitnie dowodząca, że nazwa festiwalu jest całkowicie adekwatna. Nie dość, że każdego wieczora mogliśmy obejrzeć kilka koncertów, które w Polsce same w sobie stanowiłyby ważne wydarzenie, to na dodatek o każde porze można było trafić na świetną kapelę, o której wcześniej się nic nie słyszało. Organizacja imprezy jest bardzo sprawna, przez co raczej nie ma ryzyka, że kolidować będą ze sobą koncerty, na których możnaby spodziewać się zbliżonej publiczności. Czymś zupełnie oszałamiającym jest rozrzut tematyczny muzyki w Dour, każdego dnia dana scena oddawana była we władanie danego gatunku. Mieliśmy więc punkowców i hard-core'owców na jednej, reggae i ska na drugiej, gdzie indziej granie rockowe, w innym zakamarku gitarową awangardę, hip-hopowcy ciągnęli znowu gdzie indziej, a codziennie jeden namiot zdominowany był przez didżejów i elektroniczne brzmienia. Po prostu ogrom i co najważniejsze, w tym zalewie wykonawców, zdecydowana większość była na najwyższym poziomie. Płyty przynajmniej kilkunastu zespołów, o których słowa wcześniej nie słyszałem, próbowałem potem zdobyć w ciągu całego roku. Szczegółową relację możecie przeczytać w pierwszym numerze: www.popupmusic.pl/no1/.
Tegorocznej edycji wypatrywałem więc z niecierpliwością, niczym pierwszych oznaków wiosny po tej koszmarnie długiej zimie. Nie ukrywajmy, lista gwiazd nie jest tak oszałamiająca jak rok temu. Z mojego subiektywnego punktu widzenia niewątpliwymi atrakcjami są występy reaktywowanej grupy Senser, dowodzonego przez DJ Shadowa kolektywu Quannum, Pharcyde, Skinny Puppy, Part Chimp, To Rococo Rot, Lali Puna, szeregu wykonawców z Ninja Tune, K7, reggae'owych i dubowych tuzów pokroju Alpha Blondy i Sly & Robie. Oczywiście całe multum wykonawców jest mi kompletnie nie znanych, ale podobnie było rok temu, w efekcie czego co chwilę byłem pozytywnie zaskakiwany. Chyba po raz pierwszy wystąpi w Dour polski zespół, będzie nim Robotobibok. Wszystkich wykonawców jest około stu pięćdziesięciu, całą listę możecie znaleźć na stronie festiwalu: www.dourfestival.be. Po tym, co zobaczyłem ubiegłego lata, wiem, że organizatorzy festiwalu cechują się artystyczną odwagą i sprecyzowaną wizją tego, co chcą pokazać, jakich ludzi przyciągnąć. Jest to zdecydowanie najważniejszy alternatywny festiwal całej francuskojęzycznej strefy w Europie. W ciągu ostatniego roku miałem okazję rozmawiać z ludźmi zarówno z Francji, krajów Beneluksu, jak i też na przykład ze Szwajcarii i potwierdzali oni szczególną sławę tego festiwalu. Jest to miejsce, gdzie zespoły grywające na co dzień w małych klubach i funkcjonujące bez właściwie żadnego wsparcia medialnego, mogą pokazać się dużej publiczności i udowodnić, że autentyczna i szczera muzyka ma się jednak dobrze w obecnych czasach, że pulsuje życiem i energią gdzieś pod powierzchnią otaczającego nas medialno-konsumpcyjnego szumu.
[Piotr Lewandowski]