Click here for the English version of this article.
Tashi Dorji to jeden z bardziej idiosynkratycznych gitarzystów, jacy pojawili się w ostatnich latach. Nawiązujący do awangardowych dokonań Dereka Bailey, wykorzystujący zarówno gitarę akustyczną jak i elektryczną, improwizujący w oparciu o zwięzłe, eksplodujące ładunki dźwięków. Śledzę jego poczynania od czasu kaset Blue Twelve i V z 2014 roku. Początkowo Tashi nagrywał głównie solowo, ale ostatnio są to przede wszystkim duety. Jego koncert z perkusistą Tylerem Damonem, jaki miałem okazję zobaczyć w Stanach, był jednym z najlepszych improwizowanych koncertów gitarowo-perkusyjnych, jakie widziałem w ostatnich latach. Przy okazji tego koncertu powstał też poniższy wywiad.
Solowa muzyka gitarowa wraca ostatnio do łask. Pojawiło się dużo nowych gitarzystów, zwłaszcza tych reprezentujących tradycję American Primitivism. Chociaż nie jesteś związany z tą tradycją, to czy ten renesans nie otworzył przypadkiem publiczności na Twoją muzykę?
Myślę, że tak. Moja muzyka bardzo się różni tej tradycji, mocno związanej z Johnem Fahey. Nie jestem jej częścią, ponieważ nie gram fingerstylem. Moje granie opiera się bardziej na swobodnej improwizacji, bliższa mi jest europejska czy brytyjska improwizacja spod znaku Dereka Bailey. To właśnie ta muzyka i free jazz są moimi głównymi inspiracjami. Ale na pewno pomaga mi to, że koleguję się z ludźmi od fingerstylu: Stevem Gunnem, Danielem Bachmanem, Williamem Tylerem. Jedziemy na tym samym wózku: gramy wspólne koncerty, i tak dalej. A mój pierwszy album wydał Ben Chasny. Współpracuję z wieloma improwizatorami, nie tylko z perkusistą Tylerem Damonem, ale też z Michaelem Zerangiem. Ostatnio grałem z Mette Rasmussen, duńską saksofonistką, która ma świetny dwuosobowy projekt z Chrisem Corsano oraz znakomite trio, gdzie dochodzi jeszcze Paul Flaherty. Mamy nagrania, które może kiedyś zostaną wydane, jeśli tylko znajdziemy wytwórnię. Więc tak, jestem częścią tego renesansu w tym sensie, że gram na gitarze, i trochę na nim skorzystałem. Ale prawdę mówiąc, mój styl jest zupełnie inny.
Rzeczywiście, Derek Bailey, i może jeszcze John Russell wśród współczesnych gitarzystów, wydają się inspirować Cię mocniej niż artyści związani z amerykańską tradycją. Czy możesz powiedzieć, co przyciągnęło Cię do brytyjskiej sceny?
Kiedy usłyszałem Dereka Bailey’a, zmieniłem całe swoje podejście do gry na instrumencie. Wówczas, czyli około 2000 roku, nie grałem i nie występowałem za często. Interesowała mnie radykalna muzyka pokroju Johna Zorna, znałem Ornette’a Colemana i całą resztę, ale nie widziałem w tym miejsca na gitarę, nie znałem jeszcze wtedy Sonny’ego Sharrocka. Potem odkryłem Bailey’a i byłem pod wrażeniem: okazało się, że to możliwe i ktoś to już zrobił. Bailey grał sporo z Evanem Parkerem i Anthonym Braxtonem, co naprawdę poszerzyło moje horyzonty. Poszedłem w stronę Bailey’a, Freda Fritha, muzyki improwizowanej, znacznie bardziej niż w stronę Johna Fahey. Fahey jest zresztą związany z amerykańską tradycją, która jest mi obca, bowiem pochodzę z innej kultury. Nieidiomatyczny aspekt radykalnej muzyki Bailey’a i innych sprowokował mnie do grania muzyki, która nie jest tradycyjna w żaden sposób. To mi pasuje, ponieważ nie chcę być utożsamiany ani z amerykańską, ani bhutańską tradycją.
Jakie są główne elementy tradycyjnej bhutańskiej muzyki? Czy sądzisz, że są one w jakiś sposób obecne w Twoim graniu?
W Bhutanie jest dużo monastycznej muzyki. Obok niej istnieje całkiem odmienna, tradycyjna muzyka folkowa. To muzyka wiejska, a ja dorastałem w mieście. Słuchałem dużo muzyki hinduskiej i rock’n’rolla. Muzyka bhutańska nigdy nie miała na mnie wielkiego wpływu, ale na pewno nie bez wpływu było życie wśród monastycznej muzyki Bhutanu, a zwłaszcza hymnów i pieśni sakralnych, muzyki z wielkimi bębnami i dronami. Kiedy zaczynałem grać na gitarze, to było coś, co dobrze znałem, i z pewnością fajnie było dorastać w tym otoczeniu.
Od samego początku nagrywasz jedne płyty na gitarze akustycznej, a inne elektrycznej. Czy jest to sposób na przekraczanie siebie, napędzania rozwoju?
Tak mi się wydaje. Świadomie staram się grać inaczej. Wydałem sporo akustycznych nagrań, ale nie chcę zostać zaszufladkowany jako wyłącznie akustyczny gitarzysta nagrywający dziwny materiał na preparowanej gitarze. Lubię grać na gitarze elektrycznej, ponieważ wszystko się zmienia i mogę pokazać, że nie gram tylko jednego. Chcę eksplorować różne dźwięki, a gitara elektryczna daje więcej możliwości. Mogę używać więcej efektów, podgłośnić się i zwiększyć dynamikę. Można to też osiągnąć na gitarze akustycznej, lecz elektryczna ułatwia granie na żywo, zwłaszcza przy moim stylu. Jest w niej więcej ryzyka, łatwiej o pewną dozę szaleństwa. Łatwiej też jest grać z innymi na scenie, na przykład z perkusistami.
Ostatnio chce mi się grać głośno, swobodnie, dynamicznie i bardziej strukturalnie. Kocham muzykę Coltrane’a na Interstellar Space, Meditations, czy Sun Ship. Czuję, że tylko na gitarze elektrycznej mogę w pełni uzewnętrznić swoje podejście do muzyki. Naprawdę pokochałem Interstellar Space. Bardzo chcę grać właśnie w ten sposób, być może zagrać coś, co ma jakąś formę, motyw melodyczny, a następnie improwizować wokół tego w sposób free-jazzowy. To jest coś, co mnie wciąga, ale wydaje mi się, że muszę jeszcze więcej poćwiczyć i być bardziej zdyscyplinowanym. Dotychczas większość koncertów duża część mojej muzyki powstała spontanicznie, w natychmiastowy sposób.
Czy myślałeś o wykonywaniu muzyki Coltrane’a na gitarze?
Trochę, ale nie mam formalnego wykształcenia. Znam trochę nuty, ale faktycznie grać standardy to zupełnie coś innego. Myślę, że to naprawdę niesamowite, w jaki sposób Coltrane’a i Alberta Aylera gra Marc Ribot wraz Henrym Grimesem i Chadem Taylorem. Ribot jest jednym z moich ulubionych gitarzystów. Uwielbiam jego podejście, jego odmienny styl – jest wszechstronny, ale zarazem w pewnym sensie punkowy; nie jest przylizany, ale bardzo chropowaty. Kocham to.
Twoje pierwsze nagrania były albumami solowymi, ale na ostatnich często pojawiasz się w duetach. Czy myślisz, że będziesz pracował w większych składach w przyszłości?
Może. Interesują mnie głównie duety. Interesuje mnie też granie z saksofonistami, czy też innymi dęciakami. Tyler, Mette i ja odbyliśmy ostatnio trasę po Kanadzie i była fantastyczna. Z dęciakami można grać na tyle różnych sposobów. Mogę tylko akompaniować, grać melodię, albo co tylko zechcę. To coś innego, coś co mnie bardzo interesuje.
Słuchając Twoich albumów często mam wrażenie, że utwory mają jakiś kompozycyjny szkielet. Czy wszystkie Twoje nagrania są improwizowane?
One brzmią jak piosenki, jakby miały formę, prawda? Tak właśnie gram. Ale wszystko, co nagrałem jest improwizowane. Idę do studia, albo nagrywam samemu, i po prostu gram. Mogę mieć zupełnie inny strój przy każdym podejściu, przy każdej piosence, ale kiedy gram to zawsze jest w tym pewien motyw melodyczny. Improwizuję wokół pewnych idei, może wracam do nich, czasem je porzucam. Jest to rodzaj formy free-jazzowej. Są tam idee i melodyczne niekonsekwencje, ale zdecydowanie podążam w kierunku bardziej melodycznej improwizacji o określonej dramaturgii. Czasami odmierzam czas, kiedy improwizuję. Powiedzmy, że decyduję się grać przez cztery minuty. Kiedy czas mija, kończę i mam utwór. Czasami gram przez dwadzieścia minut i tnę to na różne utwory. Ale gdy już coś nagram, to nie umiem zagrać tego ponownie.
Mimo, że solowa muzyka gitarowa przeżywa obecnie renesans, to na pewno są wciąż muzycy, którzy pozostają w cieniu. Czy mógłbyś kogoś polecić?
Vicky Mettler. Spotkałem ją ostatnio w Montrealu. Jest naprawdę niesamowita. Nigdy nie widziałem kogoś, kto grałby w tak bardzo odmienny i dziwny sposób jak ona. Jest naprawdę niesamowitą gitarzystką: używa dużo preparacji, a jej styl jest bardzo dziwny, kanciasty, i nietradycyjny. Myślę, że jest bardzo inspirująca i najbliższa temu, co robię. Nikt inny nie przychodzi mi teraz do głowy. W ogóle, najbardziej interesują mnie teraz nietypowi muzycy, gitarzystki czy queerowi gitarzyści.
Tashi Dorji is one of the most idiosyncratic guitarists to emerge in recent years. Inspired by the avant-garde approach of Derek Bailey, he improvises with dense, explosive clusters of sounds, using both acoustic and electric guitar. I’ve been following his music since Twelve Blue and V tapes from 2014. Initially, Tashi recorded mainly solo, but his recent recordings are primarily duos. Last year I had an opportunity to see his concert with Tyler Damon (drums) and it was one of the best improvised guitar-percussion gigs I’ve seen in a couple of years. Plus, I had an opportunity for this interview, conducted outside of Elastic Arts in Chicago, on a surprisingly warm November evening...
Recently there is a renowned interest in the solo guitar music. Many new players emerged, especially in the American Primitivism tradition. You are not playing in this tradition, but I wonder if this revival has also opened audiences to your music?
I think so, I feel like my music is very different from most of the revival which is in the tradition of John Fahey. I’m not a part of that because I don’t play finger-picking style. The stuff that I do is rather free improvisational, closer to the European free improvisation, or the English improvisation in the tradition of Derek Bailey. Those things and free jazz inspire me. But it definitely helps to have camaraderie with people who are doing that, because I know all of these people, I know Steve Gunn, Daniel Bachman, William Tyler, and we are definitely in the same, kind of, playfield, we play concerts together and so on. It was Ben Chasny who released my first LP. But I cooperate with many improvisers, not only with Tyler Damon, but also Michael Zerang. Recently I collaborated with Mette Rasmussen, she is a Danish sax player who has a great duo with Chris Corsano, and a great trio Paul Flaherty and Chris Corsano. We have recordings that may come out sometime if we find the label. So yeah, I’m part of that revival in a sense that I play guitar, and this revival created a platform for many people, but style-wise I don’t really play that stuff.
Indeed, Derek Bailey, or maybe John Russell among contemporary guitarists, seem to me as more important inspirations for you than musicians in the American tradition. What attracted you to the British scene?
When I heard Derek Bailey, I really changed the way I was playing. Back then, around the year 2000, I was not playing out and performing much. Back then I was interested in radical music like John Zorn, I’ve known Ornette Coleman and all that stuff, but I didn’t know where to place the guitar, I’ve never heard Sonny Sharrock yet. Then I was discovered Derek Bailey and I was impressed, this actually worked and was already done. Bailey played a lot of music with Evan Parker and Anthony Braxton, so it really opened me up. I gravitated towards Bailey and Fred Frith, free improvising musicians, much more than towards John Fahey. Fahey is more of a traditional player, but I’m not a traditional American player, I’m from another culture. The non-idiomatic aspect of that radical music of Derek Bailey and others, instigated me to play music that is not traditional in any ways. It fits me, because I don’t want to be like traditional American or Bhutanese player.
What are the main facets of traditional Bhutanese music? Do you think that they are somehow present in your playing?
It’s monastic, there’s a lot of monastery music. There is also traditional folk music which is very different. It’s a music of farmers and villagers, however I didn’t grow up in a village but in a city. I grew up listening to rock’n’roll and a lot of Indian music. The Bhutanese music was never really a big influence for me, but I’m sure that there is an impact of growing around and hearing a lot of monastic music, especially hymns and chants, music with big drums and drones. When I started getting into guitar that was something I was familiar with, so it was definitely cool to grow up around that.
Since your first recordings, you’ve been switching between the acoustic and the electric format on different recordings. Is it a way to push yourself?
I think so. There is a conscious effort to play differently. I have lot of acoustic outputs, but I don’t want to be pigeonholed as just an acoustic guitarist playing weird, prepared stuff. I also want to play electric because everything is always constantly changing and I want to show that I’m not playing one thing. I want to explore many different sounds and electric guitar gives more possibilities. You can use way more effects and then get louder and more dynamic. It’s also possible with acoustic, but with electric it’s easier to perform live with that style that I have. There are also more dangerous elements, because you get crazier with electric. On electric it’s also easier for me to collaborate, for example with percussionists.
Recently, I’m really interested in playing louder, and more free and dynamic, structural stuff. I really love the music of Coltrane on Interstellar Space or Meditations, Sun Ship, all that. I feel that I can only manifest that by playing electric. I’m really getting into Interstellar Space. I really want to play like that, maybe play something that has some form, a melodic idea, and then improvise around that like in a free jazz format. That is something I’m definitely interested in but I think I have to practice more and discipline myself. So far most of the shows, a lot of stuff I play is instantaneous, spontaneous.
Have you thought about performing some of Coltrane’s music on guitar?
I have, but I’m not a trained musician. I can read notes a little bit, but it’s a whole another world for me to play, to actually play standards. I think it is really incredible how Marc Ribot, in his trio with Henry Grimes and Chad Taylor, plays Coltrane and Albert Ayler tunes. Ribot is one of my favourite guitar players. I really love his approaches, the different style he has – it’s versatile, but there’s also a sense of punkness about his play, it’s not slick, it’s very rough on the edges. I love that, and he plays melody.
Your first releases were solo albums, but the more recent ones are often duos. Do you think you will work with larger groups in the future?
Maybe. I’m mainly interested in a duo. I’m also interested in playing with a saxophone, horn players in general. Tyler, Mette and me recently did a tour in Canada and that was fabulous. Sonically, there are so many possibilities with the horn player. I can accompany, I can play a melody, do whatever I want. It’s something different that I’m very interested in.
When I listen to your albums, I often think that tunes have some compositional backbone. Are all your recordings improvised?
They sound like songs, like there is a form, right? That’s what I do. Everything I have is improvised, I go to studio, or I have a recorder, and I just play. I may have a different tuning for every approach, every song, so when I play there is always like a hook. I improvise around some ideas, maybe come back to them or go away. It’s a kind of free jazz form. There are ideas and melodic instabilities, but I’ve definitely gravitated towards more like melodic, dramatic improvisation. Sometimes I do time it when I improvise. I decide to play for, let’s say, four minutes and I use a timer so when it shows that four minutes pass, I end it and there is a song. Sometimes I play for like twenty minutes and I cut it into different songs. But once I record something, I cannot play it again.
Even though the guitar revival is up and running, I’m sure there are still musicians who are under the radar. Who you would recommend anyone?
Vicky Mettler. I met her recently in Montreal. She is really incredible. She plays strange and very different style that I’ve never seen. She is really incredible guitar player and she plays lot of prepared, weird, angular, stylistically non-traditional guitar play. I think she is really inspiring and the closest that I could associate myself with. I can’t really think about anyone else know. Eventually, I think I’m more interested in other dimensions of players, women, or maybe queer guitar players.
[Piotr Lewandowski]