polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Unkle Never, Never, Land...

Unkle
Never, Never, Land...

ROZDZIAŁ PIERWSZY - JAMES LAVELLE

   Brytyjski projekt UNKLE skupił wokół siebie tak wiele postaci, że doprawdy trudno jednym tchem wymienić wszystkie. Dość wspomnieć Dja Shadowa, frontmana słynnego The Verve - Richarda Ashcrofta, Mike'a D z Beastie Boys, Toma Yorke'a czy - ostatnio - Briana Eno, by oddać obraz skali przedsięwzięcia. Założyciel i główny mózg całego projektu może się natomiast wydawać osobą nieco enigmatyczną. Choć przez ostatnie 10 lat był jedną z głównych postaci londyńskiego undergroundu, ciągle pozostaje w cieniu wielkich nazwisk firmujących UNKLE. O Jamesie Lavellu mówi się niewiele.
   Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu w Oxford leżącym niedaleko Londynu. Najpierw kolekcja starych płyt rodziców Jamesa, a potem rozprzestrzeniająca się w zabójczym tempie kultura hip-hop, w której młodzieniec chciał brać czynny udział, spowodowały, że Lavelle zajął się muzyką. On sam skromnie twierdzi, że został djem z bardzo prozaicznego powodu: nie umiał tańczyć breakdance ani malować graffiti. We wczesnych setach Lavella doskonale dały się słyszeć echa muzyki jego rodziców. Tu i ówdzie pojawiały się utwory Deep Purple czy Stevego Wondera. Potem przyszedł czas na samodzielne kupowanie płyt, z których w domowym zaciszu składał kolejne sety. Pierwszą imprezę James zagrał w wieku 15 lat. Zarobione pieniądze wystarczyły na parę decków, dzięki którym mógł występować samodzielnie.
   Oxford to w sumie niewielka mieścina, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę położony nieopodal Londyn. Mnogość klubów, sklepów płytowych, intensywne życie i międzynarodowy charakter tego miejsca zadziałały jak magnes. Niedługo trzeba było czekać, by Lavelle wyruszył na podbój wielkiego miasta. Jako niezwykle zdolny dj szybko zdobył uznanie i należny szacunek. Dziś należy do grupy najbardziej poważanych w tym fachu, ale nie tylko. W przeciwieństwie do większości okazał się również niezłym muzykiem. O tym jednak za chwilę.
   Jeszcze przed dwudziestką Lavelle założył własną wytwórnię, która, wydając między innymi Djów Shadowa i Krusha, przez lata zdążyła sobie zapracować na miano kultowej. MoWax miała być antidotum na niezbyt świeżą acid-jazzową modę panoszącą się w londyńskich (i nie tylko) klubach. Brzmienie, oparte na 'żywych' samplach, szybko zyskało wielu zwolenników. Wytwórnia opiera się w całości na przyjacielskich stosunkach ludzi myślących o muzyce w podobnych kategoriach. Kilka płyt wydanych przez moWax nieźle zatrzęsło muzycznym światkiem, by wspomnieć choćby Entroducing Dja Shadowa, uznaną za jedną z najlepszych płyt lat 90..
   Wróćmy na chwilę do djingu. Sety Lavella cechuje nieprawdopodobny wręcz eklektyzm. James podczas występów serwuje publiczności elektryzującą podróż przez różne gatunki muzyczne, które łączy jedno: nieskrępowane niczym uwielbienie zabawy w każdej postaci. Angielscy klubersi bawią się przy tej mieszance wprost niesamowicie. Niestety dla polskiej publiczności obejrzenie wyczynów Lavella na żywo wciąż jest niemożliwością. Na jego występ najłatwiej trafić w słynnym na cały świat londyńskim klubie Fabric, który ma wprost idealny klimat pod taką muzykę. Nam pozostają nagrania live - jak znakomity mix Fabric Live 01 - James Lavelle czy Big Brother is Watching You - wydane pod szyldem UNKLE

ROZDZIAŁ DRUGI - PSYENCE FICTION

   W przypadku Lavella djing okazał się doskonałą lekcją muzyki. Już pierwsze uderzenie okazało się dość mocne - 400 tysięcy sprzedanych płyt to całkiem niezły wynik. Choć krytycy narzekali, że potencjał drzemiący w ludziach zaproszonych do udziału w projekcie został zmarnowany, a całość brzmi jak kompilacja, Psyence Fiction to kawał dobrej roboty. Lavelle ze znakomitym wyczuciem wykorzystał bagaż doświadczeń każdego z muzyków, nie narzucając jednolitej estetyki. Przefiltrował ich 'rodzime' gatunki przez swoją percepcję muzyki uzyskując piorunujący efekt. To prawda - bez gości nie byłoby Psyence Fiction, jednak w żadnym razie nie jest to zarzut. Wręcz przeciwnie: mało którego artystę stać na wyjście poza jedną konwencję, a to na debiucie UNKLE udało się w stu procentach.
   Płytę promował między innymi świetny singiel Rabbit In Your Headlights, niesamowicie emocjonalna piosenka z udziałem Toma Yorke'a - wokalisty Radiohead. Teledysk wyreżyserował jeden z najbardziej pożądanych twórców muzycznych klipów - Jonathan Glazer, autor obrazów m.in. do Karmacoma Massive Attack i Street Spirit Radiohead. Artwork zaprojektowała Futura 2000 - Lavelle nie tylko w sferze muzycznej lubi otaczać się wielkimi nazwiskami.

ROZDZIAŁ TRZECI - NEVER, NEVER, LAND

   Od czasu debiutu wiele się zmieniło. Przede wszystkim jeden z najważniejszych trybów projektu UNKLE - Dj shadow - postanowił wrócić do Stanów, by pracować nad drugą solową płytą (skądinąd bardzo dobrą The Private Press). Lavelle pozbawiony wsparcia przez długi czas milczał zajmując się głównie graniem imprez i prowadzeniem wytwórni. Kiedy nadszedł czas znalazł sobie nowego współpracownika, wieloletniego przyjaciela - Richarda File. Sam James mówi o nim: 'Richard kocha muzykę, ma otwarty umysł i jest świetny technicznie. Jest absolutnie szalony. Jest prawdziwą gwiazdą. To mój najlepszy przyjaciel.'
   Do ich spotkania doszło w 1994 roku w Brighton. Richard był w collegu, jednak bardziej niż studia interesowały go imprezy, które grywał wspólnie z Edem Rushem. Z Jamesem poznali się przez inżyniera dźwięku Ils'a. Coś zaskoczyło i chłopaki zostali przyjaciółmi. File jeździł z Lavellem na występy. W czasie jednego z takich wyjazdów w 1998 Lavelle usłyszał jak Richard śpiewa piosenki z radia. Od jakiegoś czasu poszukiwał osoby do pomocy przy nowej płycie UNKLE i w tamtej chwili wydało mu się, że najlepszym pomysłem będzie współpraca z Filem. Okazało się to bardzo trafnym posunięciem. Richard postanowił nauczyć się obsługiwać nowoczesny sprzęt do programowania bitów i wkrótce zaczął komponować pierwsze piosenki na Never, Never, Land.
   W 2000 File i Lavelle wprowadzili się do mieszkania na Old Street w Londynie. W przerwach między występami Lavella w Fabric, imprezami i składaniem kolejnych setów powoli rodził się nowy album. Kiedy kompozycje były już gotowe James i Rich postanowili nagrać je w prawdziwym studio. W międzyczasie na jednej z imprez Lavelle spotkał Anta Genn'a. Rozmowa szybko zeszła na temat nowych utworów UNKLE i planów ich nagrania. Genn był bardzo zainteresowany projektem i zaoferował swoją pomoc przy produkcji oraz pisaniu piosenek. Razem z nim pojawiło się wkrótce kilku muzyków sesyjnych, 'czujących klimat' - tak ukształtował się skład nowego UNKLE, który już wkrótce rozpoczął pracę nad demówką. Pierwsze dźwięki płyty trafiły do szerszej publiczności we wrześniu 2002, podczas krótkiej antywojennej audycji autorstwa Lavella, 3D z Massive Attack oraz grupy tworzącej animacje Shynola.
   Lavelle kolejny raz oprócz 'stałego' składu grupy zaprosił całe mnóstwo gości. W piosence Invasion pojawia się 3D, w Safe in Mind - Josh Homme z Queens of the Stone Age. Ian Brown powraca w Reign, gdzie pojawia się także Mani. To oczywiście nie wszyscy. Na szczęście UNKLE znowu udało się uniknąć niebezpieczeństwa. I tym razem zaproszeni muzycy, wokaliści nie zdominowali płyty (patrz recenzja). Mało tego - wpasowali się w nią jeszcze lepiej niż na Psyence Fiction.
   File obecny jest niemal w każdej piosence. Lavelle nie pomylił się ani trochę obsadzając go w głównej roli na Never, Never, Land. Richard dał się poznać jako świetny producent, był odpowiedzialny za bity oraz syntezator w niektórych utworach. Wokale w znakomitym In a State to także jego robota.
   Główną ideą produkcji Never, Never, Land było zastosowanie technik używanych w produkcji muzyki typowo tanecznej do piosenek, które takie nie są. W przeciwieństwie do poprzedniej płyty album jest bardzo spójny. Lavelle i spółka dokonali rzeczy, która w pełni nie udała się jeszcze nikomu - połączyli elektronikę z instrumentami akustycznymi w ten sposób, że doprawdy nie sposób określić gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Tym razem krytycy nie mają już z powodów do marudzenia.

(fot: universal)

[Mikołaj Pasiński]

recenzje Unkle w popupmusic