Od czasu gdy w lipcu ubiegłego roku zobaczyłem koncert Bonobo z zespołem, nieustannie żywiłem nadzieję, że ten multiinstrumentalista uraczy nas płytą o tak niesamowitej energią, jaką w jego muzyce potrafi włożyć zgromadzony pod jego przewodnictwem zespół. "Live Sessions EP" w pewnym sensie zaspokaja mój głód, ukazując cztery kompozycje z poprzednich płyt artysty tak, jak je zapamiętałem z koncertu - pulsujące żywym brzmieniem, pełne werwy o niebo przewyższającej wersję studyjną i niezwykle organiczne. Ciepła i przytulna muzyka Bonobo, którą szczerze lubię, zyskuje dzięki tym nowym aranżacjom na głębi i sile. Jeżeli albumy studyjne to muzyka podana są ze smakiem i z gracją, wersja koncertowa po prostu uderza z głośników, wkrada się w każdy zakątek pomieszczenia i otacza nas zewsząd. Ta epka to dowód, jak wiele można zyskać dzięki żywej perkusji zamiast automatu, albo dzięki instrumentom dętym grającym w stylu jazzowym, a nie w konwencji muzyki didżejskiej. Wydaje mi się, że dużym atutem tych interpretacji jest zagranie przez ośmioosobowy zespół utworów początkowo zorganizowanych jak muzyka producencka - zachowanie struktury przy zmianie formy dało piorunujący efekt. Epkę dopełnia Recurring, nowy utwór także zagrany przez zespół i sprawiający, iż nie mogę się doczekać pełnego albumu Bonobo, a także remiks Pick Up autorstwa Four Tet, doskonale komponujący się częścią koncertową płyty, bowiem oparty na kanonadach perkusji. W rezultacie, dostajemy epkę taką, jaka powinna być krótka forma muzyczna - bez słabych momentów, ukazującą artystę uznanego z nieco innej strony i zwiększającą apetyt na pełen album.
[Piotr Lewandowski]