Po pierwsze: zapomnij o nowej jakości.
Po drugie: nie daj się nabrać na żadne marketingowe hasła p.t. kolejny rewolucyjny zespół.
Po trzecie: udaj, że nie pamiętałeś o istnieniu niegdyś zespołu Joy Division.
Po czwarte: olej fakt, iż Interpol o tym nie zapomniał i nagrał "Turn on the bright lights" 3 lata temu.
I po piąte: puszczaj tę płytę głośno, często i zawsze przy zgaszonym świetle.
... wówczas uznasz, iż jest to jedna z najlepszych dołerskich płyt tego roku. Ale raczej z tych, które skłaniają ku beznamiętnemu tańcu z zamkniętymi oczami, niż błogiej spirali w dół.
Melodyjne i ściskające za serducho jest to jak cholera. Wtórne i przewidywalne także. Mam jednak słabość do takich nastrojów, które przenikają z tej płyty. Trafili w mój czuły punkt. Nie przekreślam zatem, proponuję porównać to do kupna papierosów. Kiedy w kiosku nie ma mojej ulubionej marki, wybieram inną, jak najbardziej do niej zbliżoną. Kiedy Joy Division nie istnieje od 25 lat a Interpol zrobił sobie wakacje Editors wkroczyli na puste chwilowo miejsce. Pytanie na jak długo?
[Marcin Jaśkowiak]