Nie wiem, na ile świadomie Peter Tagtgren - lider i twórca repertuaru Hypocrisy - brnie od dobrych kilku lat w deathmetalowe rejony, w których już nie raz gościł na poprzednich płytach. "Virus" nie przynosi żadnych zmian. Zawartość jest przewidywalna, brzmienie wymuskane, a całość ubrana w futurystyczny koncept. To wszystko już było. Hypocrisy sprawdziło się świetnie na "Abducted" (1996) czy "Catch 22" (2002), ale nowy krążek nie przynosi niczego nowego w dokonaniach Szwedów. Na wyróżnienie zasługują jedynie "Let The Knife Do The Talking" z zadziornymi gitarami i refrenem, walcowate "A Thousand Lies" i "Living To Die". Tagtgren nagrywa z uporem maniaka kolejne studyjne albumy Hypocrisy, tracąc po drodze dystans do swojej twórczości. I mimo rozpoznawalnej, sterylnej produkcji, zimnego gitarowego tła, przeraźliwego wrzasku lidera, obecne oblicze Hypocrisy nie jest mnie w stanie niczym nowym zaskoczyć, niczym zainteresować. Wypracowana dekadę temu stylistyka już dawno uległa dezaktualizacji. Wydaje mi się, że jedynie pieniądze pompowane w zespół przez wydawcę (niemiecka Nuclear Blast), są w stanie utrzymać ich na poziomie słabej drugiej ligi i jako takiej sprzedawalności. Zamiast "Virus" polecam płyty innego zespołu Petera Tagtgrena - Pain. Tam panuje większy luz, stylistyczna wolność i zdecydowanie większa słuchalność całości.
[Marc!n Ratyński]