polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MILLIONAIRE Paradisiac

MILLIONAIRE
Paradisiac

Promocji płyty belgijskiego zespołu Millionaire przyświeca według mnie błędna strategia - wydawca na każdym kroku podkreśla, że zespół zagrał dwie trasy u boku Queens of the Stone Age a produkcją "Paradisiac" zajął się Josh Homme. I w rezultacie cień QOTSA wiszący nad Millionaire staje się nieco zbyt przytłaczający - bo o tym, że Belgów łączy z zespołem Homme'a wiele, można przekonać się już po kilku minutach kontaktu z tą muzyką. Generalna idea jest zbliżona, motoryczne, nie za ciężkie ale solidne riffy osadzone w estetyce - nie do końca dla mnie zrozumiałego określenia - stoner-rock, wypady w stronę walczykowatych rytmów i pozbawione kompleksów melodie sprawiają, że Millionaire aż prosi się o przypięcie im etykietki młodszych kuzynów QOTSA. Kilka numerów na tej płycie wręcz brzmi jak zaginione kawałki albo odrzuty z którejś z sesji Queens'ów - najbardziej uderzająca jest ta asocjacja w pierwszej części albumu, przede wszystkim za sprawą A Lust Unmatched lub For A Maid. Jeżeli ktoś czuje się zawiedziony najnowszą płytą QOTSA i tęskni za "Songs for the Deaf" może po "Paradisiac" sięgnąć w ciemno.

Niemniej jednak, Millionaire zasługują na kilka słów więcej, gdyż na tej płycie dzieje się naprawdę sporo. Już otwierający ją singlowy I'm on High przykuwa uwagę, ale cała frajda zaczyna się w drugiej połowie albumu, gdy Homme jest po prostu producentem, a nie wszechobecnym źródłem inspiracji. Po opłaceniu frycowego, Millionaire serwują muzykę momentami wręcz porywającą, dynamiczną i pełną energii, umiejętnie wykorzystując elektroniczne smaczki, tak by nadały ich muzyce drugiego dna, zarówno w pół-akustycznym Ballad of Pure Thought, jak i w prawie punkowych Wake Up the Children czy Face That Doesn't Fit. Dołóżmy do tego rewelacyjnie zaaranżowane Love is a Sickness i rozbudowane We Don't Live There Anymore (puszczające oko do Alice in Chains), a okazuje się, że płyta skrywa coraz to kolejne skarby. Dlatego, wbrew pierwszemu wrażeniu, jest ona różnorodna i co najmniej intrygująca. Kolejny atut to pierwszorzędny śpiew Tima Vanhamela i spory talent do melodii, świetnie komponujących się zarówno z momentami bardziej agresywnymi, jak i nieco spokojniejszymi. Latem miałem przyjemność zobaczyć Millionaire na żywo, co szczerze polecam, gdyż chłopaki radzą sobie na scenie doskonale. "Paradisiac" w pełni zaspokoił moje pragnienie kontynuowania tej muzycznej znajomości, przynosząc to, czego oczekuję od płyty gitarowej - solidną porcję inteligentnego czadu, dobre melodie właśnie tam, gdzie powinne się one znaleźć i nowoczesne aranżacje. Szkoda tylko, że te teksty takie trochę o niczym.

[Piotr Lewandowski]