Jak dla mnie to przebój ostatnich miesięcy tegorocznego lata. Okropnie ambitna i na tyle fascynująca, że nie sposób od niej się oderwać. Wielobarwna muzyka, ułożona z różnorodnych i często diabelnie odmiennych od siebie stylistyk, wręcz kipi świeżością. Tak, tak, to pan Treva Whateva nagrał wreszcie długogrającą płytę w katalogu Ninja Tune i rozpieprzył jednocześnie całą konkurencję. Niczym odjechany kompletnie kucharz ze stylowego, choć małego baru, układający menu tak odmienne od wszystkich innych kart, przepełnione potrawami egzotycznymi, dziwnie smakującymi, a jednocześnie przepysznymi. Miesza smaki, dodaje przez siebie skomponowane przyprawy i dodatki, a żadne danie główne nie smakuje tak, jak moglibyście się tego spodziewać. Mr Whateva zna się na muzycznych potrawach jak mało kto, dzięki czemu serwuje wyłącznie smakołyki, na deser podając same delicje. W jego menu jest mnóstwo funku, rewelacyjnych czarnych wpływów, który nasycone hip hopowym rytmem, a nawet estetyką disco czy drum`n`bass poruszają niebywale ciało i umysł. To nie jest muzyka dla każdego i nie każdemu się spodoba. I to jednocześnie jest jej największy atut - trafi bowiem do tych, którzy nie jedno już w życiu słyszeli i nie przed byle czym chylą czoła. Do tej płyty trzeba mieć odpowiednie podejście - jeżeli lubisz być zaskakiwany, jarasz się kręcącymi dźwiękami hybryd soulu czy funku, nie stronisz od fuzji retro i futuro, to masz wielką szansę spędzić przy "Music`s Made of Memories" świetnie wolny czas. Ja do tego namawiam z głębi serca.
[Tomek Doksa]