Austriacki kolektyw Bauchklang to jedno z największych objawień początku obecnego roku. Złożona z sześciu osób grupa wszystkie dźwięki generuje ustami, gardłem, przeponą i nie wiadomo jeszcze czym, dość powiedzieć, że nasycona "elektronicznym" rytmem, potężnymi basami, świetnymi melodiami, inteligentnymi tekstami i niezwykle bogatymi aranżacjami płyta "Many People" przynosi niesamowitą porcję energii, niemożliwą to wytworzenia laptopem, samplerem czy automatem perkusyjnym. Głos ludzki okazał się być niezwykle pojemnym medium, łączącym dźwięk, duszę i umysł. W rozmowie z basistą Bauchklang Alexem Bock staramy się przybliżyć wam ten fenomen.
Przyznam, że nie spotkałem jeszcze takiego zespołu jak Bauchklang. Co prawda spotyka się grupy jazzowe używające jedynie wokali, beat-box jest nieodłącznym elementem hip-hopu, ale wasza muzyka znacznie wykracza poza te ramy - określacie ją jako "vocal groove". Czy mógłbyś opowiedzieć, co doprowadziło was do takiego stylu, jak narodził się pomysł na tak niekonwencjonalny zespół?
Gdy spotkaliśmy się w dziewięćdziesiątym piątym roku, każdy z nas grał na jakimś instrumencie, ale każdy także potrafił śpiewać. Poznaliśmy się w szkole i założyliśmy taki szkolny zespół, z czasem zmęczyło nas jednak ciągłe przenoszenie, ustawianie sprzętu - rozłożenie takiej perkusji to dużo pracy - więc zdecydowaliśmy, by wszystkie dźwięki wydobywać z ust. Początkowo była to raczej zabawa, ale gdy odkryliśmy, jakie możliwości daje nasz beat-boxing, basy, wokale, postanowiliśmy zająć się tym poważnie. Już od dziesięciu lat uczymy się i rozwijamy dźwięki, brzmienia i tak doszliśmy do obecnej postaci naszej muzyki.
Na jakiej zasadzie działa wasz zespół, czy tak jak w tradycyjnym przypadku macie wyróżnione osoby zajmujące się sekcją rytmiczną, melodiami etc.?
Oczywiście, grupa składa się z sześciu osób, w tym beat-boxer oraz człowiek pełniący rolę perkusji, ja jestem basem, mamy wokalistę a skład dopełniają dwie osoby zajmujące się przeróżnymi dźwiękami. Nie podrabiamy jednak żadnych instrumentów, nie udajemy gitar czy trąbek. Mamy własne brzmienie, bardzo specjalne, niepowtarzalne - Bauchklang po prostu, a każdy z nas jest odrębnym instrumentem.
Dla waszej muzyki kluczowy wydaje mi się rytm, czy jest on punktem wyjścia dla powstających kompozycji?
Podstawowym sposobem tworzenia muzyki są spotkania na próbach, gdy razem śpiewamy, staramy się znaleźć najważniejszy motyw nowego utworu. Większość kawałków zawiązuję się na takich sesjach, a następnie trzon jest rozbudowywany. Często też gramy na żywo w studio i tak nagrywamy utwory, czasami pracujemy w mniejszych "grupach roboczych". Teksty zawsze pojawiają się na końcu, gdy muzyka jest już sfinalizowana.
Właśnie, teksty. Wydają mi się one bardzo ważne, a na waszej ostatniej płycie znajduje się szereg utworów o wyraźnym przekazie, wręcz politycznym wydźwięku. Czy piszecie je razem, czy też pozostawiacie kwestię tekstów wokaliście?
Na pierwszej płycie znalazło się dużo mniej utworów z tekstami, skupiona była ona na muzyce, natomiast na nowej po prostu chcieliśmy po prostu powiedzieć ludziom coś na temat polityki, naszych osobistych doświadczeń. Śpiewamy po angielsku, gdyż bardzo lubimy brzmienie tego języka. Dlatego dużym ułatwieniem był fakt, że od roku 2003 jednym z członków zespołu jest Amerykanin, bardzo pomógł on w pisaniu tekstów.
Czyli skład zespołu ulegał zmianom?
Właśnie w 2003 roku jeden z chłopaków z pierwotnego składu wziął ślub, urodziło mu się dziecko i po prostu brakowało mu czasu, inny wolał po prostu skupić się na innej działalności, jest pisarzem. Dokooptowaliśmy więc dwie osoby - Amerykanina, którego poznaliśmy w Wiedniu i chłopaka z Linz, to tutaj niedaleko od Wiednia.
Wspomniałeś, że na waszym debiucie "Jamzero" znajdowało się mniej utworów z tekstami. Moim zdaniem jest on bardziej skupiony na rytmie i przynosi też nieco więcej elementów reggae'owych niż "Many People". Nowa płyta jest znacznie bardziej pojemna stylistycznie, zróżnicowana. Co było dla was największym wyzwaniem przy jej nagrywaniu?
Pierwszym i najważniejszym chyba pomysłem było przybliżenie materiału studyjnego do naszych koncertów. Debiut brzmiał bardzo studyjnie, a teraz chcieliśmy nagrać coś bardziej żywego. Jesteśmy całkiem zadowoleni, ponieważ udało się to osiągnąć, ale wydaje mi się, że następna płyta będzie jeszcze bardziej żywa, może nawet zostanie nagrana na żywo? W każdym razie, taka była główna intencja "Many People". Rzeczywiście, może więcej na niej słychać wpływów hip-hopu, ale nadal główną inspiracją jest muzyka elektroniczna. Chcieliśmy także stworzyć kompozycje bardziej piosenkowe, melodyjne, nie tak "artystyczne", czy techniczne jak na debiucie. Nadal nagrywamy takie czysto instrumentalne, trudniejsze kawałki, ale wydaje mi się, że nie jest to najprostsza metoda poznania czym jest Bauchklang.
Ile czasu zajęło wam nagrywanie "Many People"?
Dużo pracy zajęło wypracowanie brzmienia, które nas zadowala. Dlatego nagrywanie trwało co najmniej dwa lata, ale właśnie z przerwami. To dość długo, ale chcieliśmy być usatysfakcjonowani rezultatem i w istocie jesteśmy zadowoleni.
Z tego co mówisz, sądzę, że pierwszoplanowe znaczenie mają występy na żywo?
Rozpoczynaliśmy jako zespół koncertowy i nadal jest to najlepszy sposób ukazania ludziom naszej muzyki. Brzmienie jest tak potężne, że trzeba je poczuć, zobaczyć nas na scenie. Jesteśmy bardzo fizycznym zespołem, dajemy z siebie na koncertach wszystko, leje się z nas pot i nie jesteśmy w stanie grać dłużej niż półtorej godziny. To najbardziej bezpośredni sposób komunikacji z ludźmi. Wydaje mi się, że nastąpiło zmęczenie muzyką elektroniczną, ludzie mają powoli dość didżejów, po których nie widać jak powstaje muzyka, kręcenie płytami to za mało do nawiązania kontaktu. My czerpiemy z muzyki elektronicznej, ale chcemy ją ukazać ludziom w nasz własny sposób. Od czasu "Jamzero" nurtowało nas, jak energię występu na żywo uchwycić na płycie, udało się to bardzo dobrze, ale i tak koncerty pozostają najważniejsze.
Podejrzewam, że nie odgrywacie na nich po prostu piosenek z płyt?
Nie, sporo improwizujemy, każdego wieczora przynajmniej dwa, trzy kawałki gramy bez żadnego przygotowania, ktoś wrzuca motyw i reszta podąża za improwizacją.
Jakiego rodzaju publiczność przyciąga wasza muzyka? Wiem, że występujecie czasem na jednej scenie z didżejami, a z drugiej strony graliście na festiwalu jazzowym w Montreaux, ale nie potrafiłbym określić, do którego gatunku wam najbliżej.
Dlatego nazwaliśmy muzykę Bauchklang "vocal groove", to najlepszy jej opis. Publiczność jest bardzo zróżnicowana, znam dzieci, którym podoba się to, co gramy, a na koncertach spotykamy zawsze osoby w wieku od piętnastu do czterdziestu lat. W naszej muzyce spotyka się wiele wpływów, dlatego nieważne czy gramy na festiwalu jazzowym, czy w klubach, gramy tak samo, a reakcja jest bardzo dobra. Przychodzą fani elektroniki, hip-hopu, też reggae, ale przede wszystkim przyciągamy osoby otwarte, chętne doświadczenia nowej muzyki, tak mi się wydaje. Mieliśmy małe problemy ze środowiskiem hip-hopowym, choć nigdy nie deklarowaliśmy się jako hip-hopowcy, nie chcemy być tak klasyfikowani, gdyż nie reprezentujemy tej kultury. W każdym razie, pojawiały się pretensje, że gramy beat-box bez rapu, w zupełnie innym stylu. Ale jak już zaznaczyłem, nasi słuchacze wywodzą się z różnych stron, zdarzają się nawet pasjonaci muzyki klasycznej.
Na "Jamzero" znajduje się jeden wspaniały kower, czyli Roxanne The Police. Czy na koncertach przerabiacie jakieś inne utwory?
Nie gramy kowerów jako takich, ale zdarza nam się w naszą muzykę wkładać fragmenty, sample utworów innych artystów, na przykład w postaci melodii z refrenu, ale poza tym gramy tylko własny materiał.
Czy muzyka której słuchacie sami wpływa na brzmienie Bauchklang, czy raczej zmiany waszych umiejętności określają kierunek ewolucji?
Oczywiście, że w muzyka którą gram na żywo i w studio odzwierciedlona jest muzyka, której sam słucham, ale moje preferencje zmieniają się chyba bardziej niż to co gram - aktualnie wkręciłem się w rzeczy funkowe i soulowe. Jest nas sześciu w zespole, jeden z chłopaków słucha nawet metalu, więc te inspiracje są szerokie, ale nie najważniejsze.
Graliście praktycznie w całej Europie zachodniej, także w Ameryce. Czy spotkaliście ludzi tworzących muzykę podobną do waszej? Z moich doświadczeń wynika, że beat-box rzadko oddala się od hip-hopu.
Rzeczywiście, dość często spotykamy dobrych beat-boxerów związanych z hip-hopem, grających samemu, w zespołach albo z emce, ale chyba nie przypominam sobie grupy łączącej beat-box, wokalną perkusję, śpiew. Francuski zespół Saian Supa Crew wydaje mi się najbliższą nam grupą, jeżeli chodzi o kierunek, jakim podąża ich muzyka.
Czy możemy spodziewać się waszego koncertu w Polsce?
Jestem prawie pewny, że zagramy w Polsce, wiosną gramy sporo koncertów - na pewno mamy już ustawiony koncert w Pradze - latem planujemy festiwale, więc mam nadzieję, że w tym roku trafimy też do Polski.
Dzięki za rozmowę.
[Piotr Lewandowski]