Międzynarodowe trio Jahcoozi wydało pod koniec ubiegłego roku płytę, która spokojnie uznana mogłaby być za jedno z najciekawszych wydawnictw rocznika 2005. Połączone siły niegłupiego wokalu Sashy Perer z całkiem pomysłowymi beatami Robota Kocha, a także z mocnym, masywnym i pulsującym basem Orena Gerlitza dla niektórych brzmieć będą o niebo lepiej i świeżej niż chociażby ostatnie produkcje The Herbaliser, ale z drugiej strony porównania z M.I.A. czy - zwłaszcza - z Massive Attack wydają się tak naprawdę nieco na wyrost. Większej filozofii na "Pure Breed Mongrel" niestety nie ma, chodzi w zasadzie o dobrą zabawę, ale zbudowaną na ograniczonym brzmieniowo fundamencie. Przy braku fajerwerków, ta niekiedy słodka, niekiedy surowa muzyka broni się sama, zlewając w całość i miksując różnorako wpływy hip hopu, dancehallu, pokręconej elektroniki, czy nawet zmutowanego r`n`b. Jeśli więc zabawa - to zdecydowanie inteligentna, jeśli nowe brzmienia - to raczej ich kolejne nowe oblicza. Jahcoozi dryfuje po rejonach wciągającego lo-fi, świetnie eksplorując muzyczne fascynacje poszczególnych twórców tria. Nie obrażę się, jeśli taka muzyka wypełni cały rozpoczęty niedawno rok, a amatorzy klabingu przyjmą ją jako najlepszy wypełniacz wolnego czasu. Palce lizać i smakować na nowo.
[Tomek Doksa]