polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Tippa Irie wywiad

Tippa Irie
wywiad

Szerokiej publiczności znany jest najlepiej z piosenki Hey mama, którą nagrał razem z Black Eyed Peas. Jednak zanim ten kawałek powstał, on miał już na koncie kilkanaście płyt. Zaczynał w soundsystemie Kinga Tubby'ego (kuzyna słynnego jamajskiego dub mastera), potem wylądował w Saxon Soundsystem. Później zaczął karierę solową, która trwa do dziś. Tippa Irie, mistrz szybkiej nawijki, niedawno przez kilka dni gościł w Polsce.

Jesteś w Polsce już od kilku dni. Byłeś w Częstochowie, wcześniej w Warszawie nagrywałeś numer na Moneybag riddim i dublate'y. Jak było?

Właściwie to nie nagrywałem na Moneybagu, ale robiłem dużo dubplateów dla Silverdreada, dla Love Sen-c Music, dla Rub Pulse Soundsystem. Skończyliśmy bez nagrywania na Moneybagu.

Dlaczego?

Polityka (śmiech). Polska jest piękna, ludzie gościnni, żywiołowo reagują na koncertach, więc bardzo dobrze się bawiliśmy.

Członkowie polskich soundsystemów byli naprawdę pod wrażeniem Twojego szybkiego stylu nawijania...

Dziękuję. Lata praktyki (śmiech). Robię to już od wielu lat, wiec staram się doskonalić moje umiejętności i jechać z tym dalej.

Przechodząc od dubplateów do Twoich piosenek, nagrałeś ich wiele z innymi artystami. Jak to się dzieje?

Czasami oni mogą lubić moją muzykę, albo na odwrót, ja mogę lubić ich i wtedy kontaktuję się z nimi lub oni ze mną. Jeśli podoba mi się ich pomysł na piosenkę, wtedy ją nagrywamy. To zazwyczaj nie jest wynik jakichś długich przemyśleń, raczej działanie spontaniczne. Pracowałem z Black Eyed Peas, z Peterem Hunningale, z Lloydem Brownem, z Frankie Paulem, z różnymi artystami. Jest tez zespół w Ameryce, który nazywa się Better Chemistry i inny - Long Beach Dub Allstars. Ich tez wspieram swoim wokalem. Nie jestem uprzedzony co do muzyki. Robię każdy rodzaj muzyki, nie tylko reggae.

Tak, ale na Twoim albumie "The best of Tippa Irie: Hello Darling" policzyłam utwory. Większość z nich to...

Duety. Tak, to fakt. Ten album jest zbiorem moich przebojów, a większość moich najbardziej znanych kawałków to piosenki nagrane z innymi artystami.

Czy pracując z artystami tworzącymi w różnych gatunkach muzycznych masz poczucie, że się miedzy sobą różnią?

Tak, są różnice, bo to są różne kultury. Kiedy pracuję z artystami reggaeowymi, z których większość pochodzi z Jamajki, mogę łatwiej nawiązać z nimi kontakt, bo moi rodzice też stamtąd pochodzą. Natomiast artyści hiphopowi, z którymi pracowałem, są z Missisipi albo z innych miejsc, z którymi ja właściwie nie jestem związany. Ale to muzyka jest tym, co tworzy między nami związek, więc pracuję z nimi, czerpię od nich inspiracje, czasem to działa, a czasami nie.

Czym różni się praca z artystami reaggeowymi i na przykład hiphopowymi czy popowymi?

Pracując z artystami reggaeowymi łatwiej mi robić muzykę. Reggae daje mi więcej swobody w tworzeniu niż pozostałe gatunki muzyczne. Może to dlatego, że większość artystów hiphopowych to więksi perfekcjoniści niż ci reggaeowi. Tacy są Black Eyed Peas. Will.i.am z Black Eyed Peas jest absolutnym perfekcjonistą jeśli chodzi o muzykę.

Jak się z nim spotkałeś?

Byłem na trasie w Kalifornii i nagrywałem w studio dj-a Motivate, które znajduje się na posesji Black Eyed Peas. Obok przechodził Will.i.am. Usłyszał mnie i spytał Shellie O'Neil, która pracuje z dj-em Motivate: "Kim jest ten koleś?" To ona właściwie nas ze sobą skontaktowała.

Więc Will.i.am. nie znał Cię wcześniej?

Nie. Kiedy mnie usłyszał, wymieniliśmy numery telefonów. Później, gdy Black Eyed Peas zrobili "Hey Mama", pomyśleli o mnie. Spodobał mi się ten numer. Więc zaprosili mnie do studia w Hollywood, posłuchałem jeszcze raz tej piosenki i napisałem "Cutie, cutie, make sure you move your booty", bo to łączyło się z tym o czym oni śpiewali. Black Eyed Peas się to bardzo spodobało, dlatego wrzucili to na album. Takie to proste.

Jak ważne jest dla ciebie nagrywanie na najnowszych jamajskich rytmach?

Nie jest to dla mnie bardzo ważne. To może być dla niektórych istotne, bo jeśli coś jest nowe, ludzie to kupują, a artysta musi się starać by być na bieżąco. Ale moje życie nie kreci się tylko wokół Jamajki. Ja po prostu robię muzykę i ją kocham. Jeśli pochodzi ona z Jamajki - fajnie, jeśli z Ameryki, Niemiec, Francji, Polski - też miło. Ja po prostu robię muzykę i czasami odnosi ona sukces, czasami nie.

Niektórzy uważają, że ważne jest by być na Jamajce, bo tam są...

Wibracje. To prawda, musisz być tam gdzie są wibracje. Gdyby nie było mnie w Kalifornii, nie nagrałbym piosenki z Black Eyed Peas. Wybraliby kogoś innego. To samo jest z jamajskimi rytmami. Musisz tam być. A mnie tam czasami nie ma. Więc nie ma mnie na nowych riddimach. No tak, ważne jest żeby jednak na części z nich się pojawiać.

Powiedziałeś kiedyś, że ludzie oczekują od ciebie określonych rzeczy, bo jesteś dj-em, wpychają Cię w pewien schemat. Czego nie lubisz w tych oczekiwaniach?

Jako artysta chciałbym być oryginalny w tym, co robię. Dlatego ludzie nie powinni mnie wpychać do jakiejś szufladki tylko dlatego, że występuję na scenie. Mówią mi: "Przecież jesteś dj-em i dlatego powinieneś robić to, a nie nic innego. Pewnych rzeczy nie wypada ci grać, a niektóre rzeczy właśnie powinieneś zagrać, bo tego chce publiczność. Daj im slackness, teksty o zabijaniu, generalnie złe wibracje." A przecież muzyka to miłość, zjednoczenie, siła. Podnosi na duchu, czasami też sprawia, że spada się w dół. Ja po prostu nie lubię ludzi, którzy mówią mi, co powinienem zrobić i jaki mam być. Jestem jaki jestem i lubię być inny i nieprzewidywalny.

A myślałam, że będziesz mówił raczej o oczekiwaniach co do wyglądu i zachowania, a nie co do muzyki...

Tak, takie też są. Ponieważ jestem dj-em powinienem zachowywać się w określony sposób.

W jaki sposób?

Nie wiem. O tym właśnie mówię. Może chcą żebym nosił na szyi złote łańcuchy i cały czas gadał o laskach. Nie chcę taki być. Ja najzwyczajniej w świecie robię muzykę, bo ją kocham. Nie chcę być też zbyt upolityczniony. Chce tylko żeby ludzie byli szczęśliwi, kiedy przychodzą na moje koncerty, ale także chcę ich uczyć i sprawić, by się kochali.

Możesz opowiedzieć coś o nowej płycie?

Będzie wspaniała. Jest już skończona. Mam nadzieję, że będzie wydana gdzieś pod koniec maja. Śpiewa tam Elephant Man, Chali2na z Jurassic 5. Będzie na nim reggae i hip hop z odrobiną RnB, tak bym to określił. Ale są tam też ostre dancehallowe kawałki, trochę rootsów, trochę lover's rocku.

Będzie różnił się on od Twoich poprzednich albumów?

W porównaniu do moich poprzednich płyt jest on zupełnie inny. Bardziej rytmiczny. Produkcja jest także bardziej międzynarodowa, co daje większe możliwości.

Skoro masz teraz swoje wydawnictwo czy na krążku znajdą się też produkowane przez Ciebie piosenki?

Tak, część kawałków na nowej płycie jest wyprodukowana przeze mnie. Jest kilka piosenek zrobionych przez Black Eyed Peas. Są też produkcje Petera Hunningale'a i Matthew & Flaxiego. Czyli jest tam dużo różnych producentów.

Czy produkcja sprawia Ci tyle samo przyjemności co nagrywanie i granie koncertów?

Tak, lubię słuchać debiutujących artystów, pomagać im, prowadzić ich, przekazywać im swoje doświadczenie. Bardzo mi się to podoba. Wydawnictwo nazywa się teraz Lockdown Productions. Wypuściliśmy pierwsze nagranie kilka dni temu. To jest "Ain't Got loving you" Patricka Johnsona. Mam tez nowego artystę, który nazywa się Deadly Serious. Uważajcie na niego, on będzie gwiazdą.

Wydawnictwo zmieniło nazwę. Wcześniej to było In House. Dlaczego tak się stało?

Była inna spółka, która miała bardzo podobną nazwę, więc my musieliśmy wymyślić nową. I dlatego jest Lockdown Productions.

Lubisz pomagać młodym artystom, ale lubisz także uczyć potencjalnych piosenkarzy na przykład prowadząc warsztaty muzyczne dla młodzieży...

Robiłem to kiedyś, ostatnio nie. Prowadziłem te warsztaty dla firmy, która nazywa się Use Expression. Pracuje tam mój szwagier i to on mnie poprosił czy bym tego nie zrobił. I ja się zgodziłem. Pokazywałem dzieciakom jak występować na scenie. Faktycznie bardzo mnie to fascynowało.

Dlaczego?

Uczenie dzieci jest bardzo ciekawe. To dobra rzecz. Musisz czasami zwrócić to, co ci dano. Od tych dzieciaków tez można się zresztą czegoś nauczyć.

Rady, które dajesz początkującym dj-om są takie, żeby wierzyli w siebie i jak najczęściej występowali. Ty tą wiarę, że jesteś dobry miałeś już od początku?

Tak, bo musisz dać coś od siebie. Dlatego na początku na każdej imprezie, na której byłem, chciałem dostać w ręce mikrofon. Chodziłem na konkursy talentów, gdzie tylko się dało. I trzeba tak robić, żeby ludzie cię zauważyli. Trzeba wierzyć w siebie. Poza tym ludzie, twoja rodzina, twoi znajomi mówią ci, że jesteś dobry, że nieźle brzmisz. A ty zaczynasz w to wierzyć. Mi też ktoś dodawał odwagi. Więc wychodziłem na scenę raz, drugi, trzeci.

Zdarzało Ci się też wychodzić na scenę nie tylko po to by śpiewać...

Występowałem też w filmach. Jeden z nich nazywa się Babymother i gram tam mc. Później zrobiłem kilka przedstawień dla dzieci na święta i jedno z nich nazywało się The Magic Dutchspot i to na razie wszystko. Tak na poważnie grałem w dwóch filmach i jednej sztuce teatralnej.

Nie zamierzasz tego kontynuować?

Chciałbym, ale nie miałem żadnych innych ofert. Z moich doświadczeń wynika, że ludzie od teatru często piszą scenariusze mając w głowie konkretną postać. I jeden koleś napisał rolę króla z myślą o mnie, wiec zagrałem króla. I to było super. Jednak jak do tej pory się nie powtórzyło.

[Aśka Strutyńska]