polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Youngblood Brass Band Is That a Riot?

Youngblood Brass Band
Is That a Riot?

Nie od dziś wiadomo, że mieszanie różnorodnych muzycznych konwencji może przynieść dobre efekty. Przy odrobinie przekraczającej utarte schematy wizji, istnieje spora szansa, by zabłysnąć oryginalnym pomysłem. Często im bardziej odległe od siebie są składniki, tym większe prawdopodobieństwo nowej jakości. Wiąże się z tym jednak ryzyko, że rezultat będzie koncepcyjnym dziwolągiem, o którym będzie można mówić, ale z pewnością nie słuchać. Youngblood Brass Band z łatwością uniknął tej pułapki, a ich pomysły na własną drogę stworzyły istnie wybuchową mieszankę.

Początki zespołu nie różnią się zbytnio od wielu im podobnych historii. Perkusista Dave Henzie-Skogen oraz suzofonista Nat McIntosh po raz pierwszy zagrali razem w 1994 roku, będąc jeszcze uczniami szkoły średniej w Madison. Trzy lata zajęło im kompletowanie składu, aż światło dzienne ujrzał One Lard Biskit Brass Band. Jednak już wkrótce, bo wraz z wydaniem ich pierwszego albumu "Word On The Street", postanowiono, że świat będzie stał otworem przed szyldem Youngblood Brass Band. Jako, że debiut zebrał pozytywne recenzje, dwa lata później powstała nagrana z większym rozmachem płyta "Unlearn", która przyniosła zespołowi szeroki rozgłos. Poza walorami muzycznymi przyczyniła się do tego również obecność wielu gości (m.in. Mike Ladd, Talib Kweli, DJ Skooly czy Ike Willis), którzy zwrócili oczy szerszego grona odbiorców na młodych muzyków. Jednak to nie tylko ich udział w nagraniu zapewnił sukces. Był on przede wszystkim wynikiem pomysłu założycieli YBB i jego jeszcze lepszej realizacji. Istotą było połączenie inspiracji nowoorleańską tradycją jazzowo-bluesowych big bandów oraz muzyką orkiestr marszowych z hip-hopową stylistyką, rytmem i słowem. Dodając do tego fakt, że w składzie YBB znalazło się trzech perkusistów i sześciu operatorów instrumentów dętych, można sobie wyobrazić jak piorunujący efekt to wywołało. Melanż szaleńczych i melodyjnych saksofonów, trąbek i puzonów z charyzmatycznym rymowaniem Dave'a Henzie-Skogen'a stworzył istną bombę energetyczną, wobec której nikt nie mógł pozostać obojętny.

Nie inaczej było ze znaną, nowojorską wytwórnią Ozone Music, która chętnie przyjęła YBB pod swoje skrzydła. Pod jej egidą ukazała się w 2003 roku płyta"Center. Level. Roar.", na której ujawnił się pewien wzrost znaczenia pierwiastka jazzowo-instrumentalnego nad hip-hopowym, choć jednocześnie do głosu doszły DJ'skie akcesoria. Pomiędzy kolejnymi nagraniami, zespół śmiało wykorzystywał swój największy atut i intensywnie koncertował, zdobywając doświadczenia zarówno z małych klubów, jaki największych scen europejskich, letnich festiwali (Roskilde, Pukkelpop czy Glastonbury). Kolejnym krokiem w ich wrzechstronnym rozwoju było stworzenie Layered Arts Collective. W jego skład wchodzi Layered Music, czyli ich własna wytwórnia, ale LAC to również studio nagraniowe, firma publikująca literaturę muzyczną oraz forum wymiany poglądów dla artystów, studentów i animatorów kultury, którzy wspólnie chcą rozwijać lokalne społeczności poprzez sztukę i edukację. Ta zaangażowana działalność nie przesłoniła im głównego celu - w 2006 roku pojawiła się ich najnowsza płyta "Is That a Riot?".

Od momentu powstania zespołu, przewinęło się przez niego niemalże 25 muzyków. W tym momencie z oryginalnego składu pozostał jedynie perkusista i MC w jednej osobie, Dave Henzie-Skogen. To pokazuje jak bardzo ewoluuje YBB, zachowując jednocześnie swój własny, niepowtarzalny styl. Nowy album zawiera kompozycje większości członków zespołu, co powoduje, że jest jeszcze bardziej różnorodny, a przy tym nadal spójny. Podobnie jak wcześniejsze płyty wypełniony jest niesamowitą porcją energii w czystej postaci. Opiera się on na wirtuozerskiej grze instrumentów dętych, które bez większych problemów oscylują pomiędzy solowymi popisami a świetnymi harmoniami. Towarzyszą im instrumenty perkusyjne, które nadają całości niesamowitego tempa. Czasem czerpią z marszowego dziedzictwa, jednak dużo częściej pozwalają sobie na rozgrzewanie słuchaczy latynoskimi czy etnicznymi rytmami. W ten zestaw doskonale dopasowany jest MC, który w charakterystycznie zaangażowany sposób, potrafi wydawać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Jego wokal w dużej mierze świadczy o oryginalności YBB, w popisy dęciaków wpędzając hip-hopową manierę i bezpośredniość. Dodatkowo przyciąga uwagę w kolejnych kompozycjach, chociaż bez niego, muzycy również świetnie dają sobie rade. Występuje jedynie w połowie utworów, jednak tam gdzie się pojawia, stanowi integralną część, o czym można się łatwo przekonać słuchając instrumentalnych wersji. Pomimo że główną cechą YBB jest energia i dynamika, nie pozostają oni również bez wrażliwości na liryczną stronę muzyki. Zwłaszcza w instrumentalnych utworach możemy usłyszeć jak niezwykłe melodie i harmonie są w stanie stworzyć współgrające instrumenty dęte. Jednak prawdziwym żywiołem zespołu jest niezwykle umiejętne "robienie hałasu", dlatego tamte momenty sprzyjają raczej zaczerpnięciu oddechu niż długotrwałemu zachwytowi.

Istotą muzyki Youngblood Brass Band jest eksperyment. Zespół bazując na nowoorleańskich czy marszowych tradycjach, stara się tworzyć nową jakość, skupiając się jednak przede wszystkim na świetnej zabawie, a nie eksperymencie formalnym. Będąc znakomitymi muzykami, mogą z łatwością płynnie przechodzić od standardów jazzowych, poprzez południowoamerykańskie rytmy aż po hip-hopowy styl, usuwając się nieco w cień i robiąc miejsce dla MC. Słuchając ich trudno pozostać obojętnym, gdyż mają w sobie pierwiastek pozytywnego szaleństwa, który sprawia, że emitują energię wraz z każdym możliwym dźwiękiem. Jednocześnie, gdy ostudzić swe emocje i zanalizować ich muzykę na spokojnie, jest ona pełna najdrobniejszych detali, wciągających melodii, przejmujących harmonii. Co chwila słychać przekomarzające się w dialogach instrumenty, zmienia się tempo czy styl. Youngblood Brass Band opanował bardzo rzadką sztukę - wzniósł się na wyżyny muzycznego kunsztu, swobodnie eksperymentując i czerpiąc z różnych źródeł, zachowując jednocześnie ogromny potencjał zabawy i energii. To nie jest łatwe połączenie, dlatego tym większy szacunek im się należy. A jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji zapoznać się z ich dokonaniami to gorąco polecam, bo dużą stratą byłoby przejście obok takiego zjawiska.

[Aleksander Kobyłka]