polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
PAJO 1968

PAJO
1968

To dopiero druga płyta sygnowana nazwiskiem David'a Pajo, jednak nie ma ona nic wspólnego z niepewnym stawianiem pierwszych kroków w muzycznym światku. Jej autor objawiał się już pod przeróżnymi pseudonimami, prezentując swą solową twórczość. Był także członkiem kilku zespołów m.in. założył Slint, nagrał dwie płyty wraz z Tortoise, a także wspomagał Billy'iego Corgan'a w projekcie Zwan. Jego biografię można by zatem podzielić pomiędzy kilku mniej doświadczonych twórców, a Pajo mając zapewnione miejsce w muzycznych annałach może sobie pozwolić na nagrywanie płyt takich jak "1968". Jest ona wypełniona prostymi, bezpretensjonalnymi dźwiękami, które niespiesznie składają się w melodyjne piosenki. Trudno doszukiwać się w nich głębszego przesłania. Pajo pełnymi garściami czerpie z klimatu tytułowych lat sześćdziesiątych, wzbogacając brzmienie gitary organami Hammonda i składając je w delikatne nuty o wyraźnym posmaku retro. O dziwo udaje mu się uniknąć grożącego banału i nie pozwala sobie wpaść w drażniącą manierę. Czasem skutecznie przemyca kilka melancholijnych czy niepokojących akcentów, jednak nie są one w stanie zakłócić panującej spokojnej atmosfery. "1968" to płyta dla wszystkich tych, którzy potrzebują chwili wytchnienia od najnowszych muzycznych odkryć. Nie oferuje nic zaskakującego, jednak w tym przypadku nie jest to wadą. Słuchając jej, przychodzą na myśl odczucia związane z zespołem The Shins - tak prosto i ciepło, że aż przyjemnie. Czasem watro odpocząć sobie przy takich dźwiękach.

[Aleksander Kobyłka]