Muzyka The Bellrays ewoluowała ponoć zgodnie z rozszerzaniem składu o kolejne osoby. Rozpoczynając, w duecie, od soul'u, gospel i jazzu odzwierciedlających fascynacje i naturalne predyspozycje wokalistki Lisy Keukali, zespół powoli stał się kwartetem o typowo rockowym instrumentarium. Debiutując w roku 1999 albumem koncertowym zaprezentował mariaż soul'u i kalifornijskiego punk-rocka, który z czasem dojrzewał, nabierał płynności i jasnego oblicza. W międzyczasie puścił oko w stronę punka na płycie w stylu "dwadzieścia kawałków w czterdzieści minut", wydanej w Alternative Tentacles, by wreszcie formę wygładzić niemal ostatecznie na "Have A Little Faith".
Doskonały i mocny głos Lisy odwołujący się do dokonań dam soulu jak Aretha Franklin znacznie zyskał dzięki umieszczeniu go w kontekście dynamicznej, lecz nie agresywnej muzyki gitarowej, świetnie, acz bezczelnie, odwołującej się do tradycji lat sześćdziesiątych. Wprawdzie punkowy szlif nadal jest wyczuwalny, znacznie częściej staje jednak przed oczami spontaniczność i wiara epoki hippisowskiej. Iggy Pop i The Stooges przemykają między nutami równie często jak James Brown i Jimi Hendrix czy Janis Joplin. I choć The Bellrays nie są specjalnie nowatorscy, lirycznie oferują nam słyszany już nie raz wolnościowo-pozytywny przekaz pełen nadziei, to olbrzymia swoboda, z jaką podane są nam wszystkie elementy tej układanki, szczera energia bijąca z dźwięków, ciekawe detale w stylu saksofonu lub instrumentów klawiszowych, rekompensują to zupełnie. Nie ukrywajmy, kluczowa w tym rola charyzmatycznej i niekonwencjonalnej wokalistki. Żadna rewolucja, ale rozrywka pierwszorzędna i słucha się świetnie. A o to chyba chodziło.
[Piotr Lewandowski]