Malutka fińska wytwórnia Firebox to specjaliści w wydawaniu muzyki smutnej, melancholijnej, osadzonej na rockowym fundamencie, dodajmy niezbyt odkrywczej i czasem wręcz bliźniaczo podobnej. Pełnometrażowy debiut Velvetcut, nie wiedzieć czemu zatytułowany "Thirteen", pokazuje młodych Finów w cieniu swoich krajan z HIM, Charon czy innego The Rasmus. Wytwórnia uknuła nawet dość sensownie brzmiącą etykietę dla tego rodzaju dźwięków - atmospheric rock. Co ciekawe, pasuje on idealnie, jak pięść do nosa. Nawet współpracownik o pseudonimie Beata nie określiłby tego lepiej. Prawie przez 40 minut kwartet z Krainy Tysiąca Jezior wylewa łzy muzycznej rozpaczy. Nie wiem, czy fińska depresja spowodowana mała ilością światła słonecznego jest tego powodem, ale Velvetcut łka bez wytchnienia. Czasem zaintryguje jakimś zwiewnym gitarowym motywem ("Comfortable Silences"), innym razem trochę dłużej zwróci uwagę na akustyczne pasaże ("Go Away", "Blow Out The Flame"). Ale nic nie zmienia faktu, iż panowie Tomi, Topi, Sami i Andy poruszają się już po tak zrytym dźwiękowo polu, że tylko umiejętność układania świetnych melodii pozwoli na dłużej zainteresować słuchaczy. Debiutowi Velvetcut jeszcze sporo w tej kwestii brakuje, ale znając talent fińskich muzyków, może i temu zespołowi będzie dane kiedyś szerzej zaistnieć.
[Marc!n Ratyński]