polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
FU MANCHU We Must Obey

FU MANCHU
We Must Obey

Gdyby cały dziesiąty krążek miał tyle energii i polotu, co otwierający "We Must Obey" utwór tytułowy, to płyta Amerykanów z Południowej Kalifornii przez dłuższy czas nie opuszczałaby mojego odtwarzacza. A tak, czym dłużej słucham, tym staje się bardziej przewidywalnie. I choć duszny, stonerski sound nadal szczypie w oczy, to po wysłuchaniu najnowszej propozycji Fu Manchu w ustach chrzęszczą jedynie drobinki piasku. Zespół w 2006 roku zadomowił się pod skrzydłami Century Media, aby po chwili zameldować się w studiu Grandmaster Recorders. Przy wydatnym udziale Andrew Alekela, który ma na swoim koncie współpracę z Weezer, Rancid i QOTSA, Fu Manchu zarejestrowali "We Must Obey". Tajemniczy i postsabbathowski "Land Of Giants", wyjęty jakby przypadkiem z archiwum brytyjskiego Cathedral "Lesson", czy wreszcie pustynny aż do szpiku kości "Let Me Out" to, obok wspomnianego na wstępie utworu tytułowego, najjaśniejsze fragmenty najnowszej propozycji Fu Manchu. Na koniec zespół wprowadza trochę eksperymentów brzmieniowych ("Sensei vs. Sensei"), ale to zaledwie próby wybicia się ponad przeciętność. Bo za taki uważam krążek spadkobierców doom-rocka lat 70., późniejszej punkowej rewolty i piętna mistrzowskich dokonań z Kyuss. "We Must Obey" jako ozdobnik tła w porannych ulicznych korkach sprawdza się świetnie, w domowym zaciszu przechodzi raczej niezauważony.

[Marc!n Ratyński]

recenzje Fu Manchu w popupmusic