polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
KYLESA Time Will Fuse It's Worth

KYLESA
Time Will Fuse It's Worth

Drugi pełnowymiarowy album Kylesy w barwach Prosthetic Records, ukazał się półtora roku po wcześniejszym, rewelacyjnym "To Walk A Middle Course" i pełną parą ciągnie do przodu. Od tamtego czasu zespół wymienił perkusistę, którego zastąpiło teraz dwóch nowych członków: Carl McGinley i Jeff Porter. Brzmienie stało się potężniejsze i pełniejsze, a muzykom udało się jeszcze bardziej wyśrubować huraganowy efekt osiągnięty już na poprzednim albumie. Każdy fragment tej płyty wypełniają masywne rirffy. Ich połączenie z charakterystycznymi dla stylu Kylesy trzema wokalami to jak przejażdzka na grzbiecie cyklonu - nieprzewidywalność, zwrotność i brutalna siła, w środku której czai się pozorny spokój. "Time..." rozpoczyna się intrem, po którym bez żadnego ostrzeżenia walą się na głowę słuchacza genialne What Becomes An End i Hollow Severer a razem z nimi tynk z sufitu. Następnie nieco bardziej stonowany, "singlowy" Where The Horizon Unfolds oraz nieco psychodeliczny Between Silence And Sound. Po krótkim, instrumentalnym Intermissions płyta znów wskakuje na najwyższe obroty, aby wyhamować już na samym końcu w postaci solowego, prawie dwuminutowego popisu perkusistów. Jednak mimo takiego finiszu mogę zapewnić z czystym sumieniem, że solówki czy melodie nie są tym, co charakteryzuje Kylesę. Najistotniejsze jest bowiem brzmienie całości a wszelki indywidualizm jest wykluczony chociażby dlatego, ze każdy instrument (oprócz basu) i wokale występują w liczbie większej niż jeden.

Słuchając ostatnich taktów niemal automatycznie zacząłem szukać przycisku "reply" na odtwarzaczu. "Time..." jest płytą zdecydowanie za krótką i brakuje na niej przynajmniej jeszcze dwóch utworów. Pocieszać się można tym, że Kylesa ma już na swoim koncie kilka splitów i 7'', więc może także w tym roku trafi do nas jakiś mini-album.

[Bartek Łabuda]