polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MAX RICHTER Songs From Before

MAX RICHTER
Songs From Before

Max Richter to klasycznie wykształcony pianista i kompozytor, który przeszedł daleką drogę muzycznych inspiracji. Zaczął od fascynacji sonorystycznymi uderzeniami Xenakis'a, następnie zachwycił się twórczością Philip'a Glass'a oraz Steve'a Reich'a, wykonując ich utwory jako członek grupy muzyków pod nazwą Piano Circus. Po drodze zetknął się również z muzyką elektroniczną, a efektem tego jest chociażby dwupłytowa współpraca z The Future Sound of London. Jednak zbierając różne doświadczenia stopniowo łagodniał, odkrywając możliwości ukryte w prostocie. Punkt, do którego dotarł sam nazywa stylem postklasycznym, a co rozumie pod tymi słowami, możemy odnaleźć na jego dwóch ostatnich płytach - "The Blue Notebooks" oraz najnowszej "Songs From Before". Dlaczego piszę o obu albumach? Odpowiedź leży chociażby w wieloznacznym tytule tej drugiej - z jednej strony wskazuje on na pewną nostalgię związaną z przeszłością, ale z drugiej powraca do swej poprzedniczki, zapisując kolejny rozdział tej samej opowieści. Są one niczym dwie strony tej samej płyty, rozdzielone dwoma latami, jakie minęły pomiędzy ich wydaniem. Jednak w przypadku takiej muzyki, nie można uznawać tego za wadę.

W utworach Richter'a nie znajdziemy bogactwa instrumentów - przeważnie korzysta on jedynie z skrzypiec, altówki, wiolonczeli i fortepianu. Nie ma tu miejsca również na wirtuozerię, skomplikowane pasaże, intrygujące rozwinięcia i kulminacje. Dominuje prostota. Jeden prosty motyw, składający się z kilku akordów, wielokrotnie powtarzany, któremu czasem stopniowo zaczynają towarzyszyć kolejne instrumenty. Trwa to najwyżej kilka minut. Co zatem jest w stanie przykuć do tych kompozycji? Emocje. Potężna dawka emocji, które wypływają z tych kilku niepozornych dźwięków i trafiają prosto do serca. Są w stanie wciągnąć i zawładnąć, a dominującym uczuciem jest smutek. W tych wręcz banalnych, lecz zarazem pięknych melodiach i idealnych harmoniach czają się olbrzymie pokłady nostalgii, melancholii, które nie pozwalają pozostać obojętnymi wobec nich. Trochę tajemniczy, a jednocześnie codzienny nastrój potęgowany jest przez sporadyczne użycie elektronicznych plam, pulsującego rytmu, szumu deszczu czy odgłosów ulicy. Nie są one jednak w stanie zakłócić pierwotnego piękna, którym nasycone są te nuty. Przez obydwie płyty przewijają się równie ponure słowa. Wcześniej były to fragmenty notatników Franza Kafki, zaś teraz zdania japońskiego pisarza Murakami'ego, czytane przez samego Robert'a Wyatt'a. Dbając o intymny nastrój swych kompozycji Richter nagrał je na analogowej taśmie, na sprzęcie pamiętającym jeszcze czasy Bob'a Marley'a. W rezultacie powstały przejmujące utwory, wypełnione smutkiem, ale także pewnym oczyszczającym spokojem. Delikatne i proste, tak bardzo kontrastujące z otaczającą rzeczywistością. Ponadczasowo piękne, choć jakby dedykowane jesiennej nostalgii. Są esencją ponurego, wietrznego dnia przelaną w nuty i dźwięki, wprost stworzoną do słuchania w takich warunkach. Dla takich płyt warto czekać aż nadejdzie jesień.

PS. Pozostaje tylko cieszyć się, iż Max Richter będzie kompozytorem muzyki do powstającego właśnie filmu "Nadzieja" według scenariusza Krzysztofa Piesiewicza.

[Aleksander Kobyłka]