polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
THE TRIFFIDS Born Sandy Devotional

THE TRIFFIDS
Born Sandy Devotional

Całkiem niedawno renomowana brytyjska wytwórnia niezależna Domino podjęła się reedycji kultowej (hmmm.) płyty z 1986 r. The Triffids "Born Sandy Devotional" (+ 9 bonusowych nagrań).

Przyznam się szczerze, że poza okrągłą rocznicą nie rozumiem do końca powodów dla których sięgnięto akurat po ten zespół i po te nagrania.W tamtym czasie było bowiem w Australii od cholery artystów wartych także i dziś przypomnienia (choćby These Immortal Souls, The Church, Flash and the Pan, Pseudo Echo...).

Z australijskimi zespołami jest tak, że jeśli naprawdę chcą coś osiągnąć to muszą opuścić kraj i przeprowadzić się do Londynu lub Stanów. Omawiany album nagrany (a jakże) w Londynie sławy zespołowi jednak nie przyniósł (podobnie jak kolejne płyty, w tym nagrany z producentem The Smiths Stephen'em Streetem album "The Black Swan"). Pod koniec lat 80-tych zespół już nie istniał a pamięć o nim odżyła tylko raz, kiedy w 1999 r. wokalista i lider grupy David McComb zginął w tajemniczych okolicznościach w wypadku samochodowym.

Ciężko jest jednoznacznie opisać muzykę The Triffids, mieści sie ona gdzieś pomiędzy Johnny'm Cash'em a The Rolling Stones i możemy w niej odnaleźć wiele stylów oraz nastrojów. Dla jednych bywa to atutem, dla innych problemem. Z jednej strony mamy tu bowiem folk, szanty, country i pop, a z drugiej mroczne rockowe tripy z nerwem godnym rodaków z The Bad Seeds i Crime & The City Solution. Gdyby choć połowa utworów miała w sobię moc i pasję "Lonely Stretch" i " When a Man Turns Bad" to byłoby co wspominać. Niestety większość numerów po latach nazbyt trąci błahym popem lub Mrągowem. Ja wiem, że David McComb pisał naprawdę ciekawe teksty, wątpię jednak abym za następne 20 lat jeszcze raz do tej płyty wrócił.

[Marcin Jaśkowiak]