Pogodno jest przez wiele osób uważane za jeden z najlepszych polskich zespołów koncertowych. Nic dziwnego, bo na ich występach może przydarzyć się dosłownie wszystko – pomijając Budynia, który ma zawsze doskonały kontakt z publicznością – grupa na żywo gra różnorodnie, czasem rapując, czasem grając rockandrollowo, a ostatnio nawet przerabiając niektóre swoje utwory na wersje reggae. Podobnie jest na płytach, a zwłaszcza na ostatniej, „Opherafolii”. Ten album to muzyka do spektaklu pod tym samym tytułem, wystawianego podczas Konkursu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w 2006 roku. Scenariusz powstał na podstawie bloga niejakiej Alinki, która też jest główną bohaterką fabuły.
Miałem spore wątpliwości, czy wydawnictwo nie okaże się trochę powtórzoną „Tequilą”, ale „Opherafolia” równie dobrze mogłaby być zwykłym długogrającym albumem grupy (właściwie takim jest). A można znaleźć na niej prawie wszystko. Już sam początek w „Sfinksie” pokazuje, że Pogodno nie będzie grało zwykłych, prostych piosenek jak na „Pielgrzymce Psów”, która – przyznam – niezbyt mi się spodobała. Mocne uderzenie zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym wprowadza słuchacza w utwory, podczas których zespół bawi się konwencjami. Są więc momenty zdecydowanie rockandrollowe jak wspomniany „Sfinks” czy „Pijak Śmierdziuch” (z niesamowitym Antonim Gralakiem na trąbce), są też utwory spokojniejsze jak „ET (Slajd Ritern)” czy nawet piosenki wręcz teatralne („Knieje”).
Pogodno żongluje gatunkami, tempem muzyki – zwalniają po ostrzejszych momentach, by potem przyśpieszyć, a na koniec uderzyć wręcz monumentalnie (rewelacyjne „Studio Ziew”) – słowem na tej płycie jest prawie wszystko. Może to trochę przesada, ale na pewno jest bardzo dużo muzycznych połączeń i rozmaitych dźwięków. Zespół znów gra w kwartecie, ale nie przeszkodziło to zaproszeniu gości – oprócz wspomnianego Antoniego Gralaka, śpiewają tu także aktorki Teatru Współczesnego ze Szczecina, które występują w przedstawieniu, czy Maria Dąbrowska, śpiewająca w promującej płytę „Alince”, na płycie gra także Tomasz Duda.
O ile więc poprzednie wydawnictwo, typowo piosenkowe nieco rozczarowało, to na „Opherafolii” zespół pokazuje, że nie ma sobie w Polsce równych w eklektyzmie i charyzmie wykonania. Mimo, że to muzyka do spektaklu, jest na niej pełno utworów, których równie dobrze można słuchać jak zwykłych piosenek i mogły by spokojnie powalczyć o dobre miejsca na listach przebojów – stawiając tym samym płytę jako jedną z lepszych w dyskografii zespołu. Śmiem nawet twierdzić, że to najlepszy album muzyków od „Sajtanik miuzik & romantik loff”.
[Jakub Knera]