polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
TYMON & THE TRANSISTORS  Don't Panic! We're From Poland

TYMON & THE TRANSISTORS
Don't Panic! We're From Poland

Pomieszanie z poplątaniem. Z jednej strony jajcarski tytuł i okładka oraz wyciągnięty na zachętę z dorobku Pogan całkiem śmieszny opener w postaci "Nuda, Starzy, Pies i Ja". Z drugiej strony "romantyczne" liryki na poważnie w "Morze, Plaża, Słońce" i "Oleckie Lato", grunge'owe(?) reminiscencje w "The Music" i "Afryka" oraz wykastrowane z pomysłu reggae (ajajaj, nie mam jaj?) w utworze tytułowym i "Free Yo' Robots".

Wcale nie twierdzę, że Tymon sprawdza się tylko w konwencji żartu i zgrywy, ale takiego natężenia licealnej "poezji" nie spodziewałem się nawet w najczarniejszych snach (kwiatki typu "kocham kochać cię" itd. zdarzają się tu niestety nagminnie).

Krótko mówiąc: szkoda. Szanuje faceta za osobowość, parcie pod prąd, celne metafory i z grubsza niemal cały jego muzyczny dorobek. Niestety ciśnie mi się na usta kolejna wątpliwość: kto wmówił Tymonowi, iż powinien śpiewać po angielsku? Dzięki temu "zabiegowi" jego - delikatnie mówiąc średni wokal - stracił jakąkolwiek charyzmę, facet brzmi po prostu niesłyszalnie. W wywiadach Tymon wspominał coś o "tęsknocie za graniem spoconego rocka", szkoda tylko, że zamiast odświeżenia zgranej formuły zaproponował prawdziwie rockowy skansen.

Boleśnie banalna płyta. Zabrakło tu przede wszystkim pomysłu na nią, ot, kilka niezobowiązujących pioseneczek - średnio śmiesznych, średnio poważnych. Chciałoby się rzec: typowa polska płyta na poziomie Happysad, Hurtu i innych Kultowych Pidżam. Niestety "polskość" oznacza tutaj nijakość, wtórność i zaściankowe zapóźnienie obarczone kompleksami. Samobój okrutny.

[Marcin Jaśkowiak]