Amerykańskie trio jest obecnie jednym z flagowych okrętów wytwórni Sub Pop, która na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zaprezentowała światu wykonawców takich jak Mudhoney, Tad, Soundgarden, Nirvana. Po wypaleniu się boomu na Seattle znikła na jakiś czas z pola widzenia, obecnie jednak znowu odgrywa istotną rolę na amerykańskiej scenie niezależnej. Kto by jednak oczekiwał znaleźć w jej katalogu pozycje odgrzewające grunge'owego kotleta, srogo się zawiedzie.
"Alter" to drugi album w dorobku kapeli. Składa się na niego dwanaście rockowych kompozycji, w których tradycyjne instrumentarium rozszerzone jest o klawisze, pianino. Na żywo zespół występuje bez basu, wiodącą rolę odgrywają właśnie klawisze. Pierwszymi skojarzeniami nasuwającymi się na myśl są dokonania Nicka Cave, jednak Pleasure Forever zawiera w swojej twórczości więcej agresji, a mniej melancholii. Już pierwsze spojrzenie na okładkę płyty wywołuje ducha surrealizmem i wprowadza tajemniczą aurę. W podobnych klimatach oscyluje muzyka zespołu. Rockowe, wręcz rockendrolowe zagrywki pływają w gęstym sosie muzyki kabaretowej, niepokojących walczyków (Czarina, Hymn Harmonia). Czasami takie motywy zaczynają dominować, jak chociażby w intrygującym Tempest. Wielką zaletą tego zespołu jest umiejętne przeplatanie różnorodnych inspiracji. Utwory potrafią płynąć sobie spokojnie, prawie usypiająco, do delikatnych gitar dołączają kabaretowe wyczyny klawiszowca, muzyka krąży tak przez czas jakiś, po czym zamienia się w ostrą jazdę. Albo w drugą stronę: gdy wydaje się, że kawałek będzie klasycznym, trwającym trzy i pół minuty rockowym songiem, następuje nagły zwrot i głośniki wypełnia kpiarski walczyk.
Zespół nie wywraca do góry nogami klasycznych form muzyki rozrywkowej, ale naprawdę umiejętnie przekracza ograniczenia w ich ramach. Delikatne klawisze współgrają ze zgrzytliwymi gitarami, agresywna rytmika sąsiaduje z sielankowymi nastrojami. A całość dopełnia wokal - chwilami sarkastyczny, chwilami zgorzkniały, doskonale przekazujący nastrojowość tej muzyki. Jest ona tajemnicza i sugeruje istnienia jakiegoś drugiego dna, kryjącego się pod welonem tego, co widzialne. To odczucie zawarte jest też na okładce płyty, muzycy wyglądają jakby wszystko, co istotne dla zrozumienia ich i ich twórczości pozostało niedopowiedziane, podświadome. Spójne z tym są teksty, symboliczne, niejasne, zawsze z brakującą kropką nad 'i'. Zapewniam, że warto wejść w świat i nastrój tworzony przez Plezsure Forever, intrygujący i pełen niespodzianek. Ostatecznie każdy z nas chyba podjął próby wydłużania trwających przyjemności w nieskończoność i niejednokrotnie cierpiał potem z powodu kaca.
[Piotr Lewandowski]