Właściwie to można tylko ponarzekać:
- że płyta nagrana po 25 latach od ostatniego albumu zespołu to śmiech na sali
- że to już druga w przeciągu ostatnich 10 lat reaktywacja grupy
- że solowe kariery muzyków są od tychże 10 lat jedną wielką porażką (no może poza "Dust" Petera Murphy'ego, ale nie tak do końca)
- że jedynym argumentem do reaktywacji był amerykański dolar (zresztą muzycy tego wcale nie ukrywają)
- że okoliczności reaktywacji były - delikatnie mówiąc - uwłaczające (ponieważ byli dopiero trzecim zespołem w kolejności - po The Smiths i Cocteau Twins - którym organizatorzy amerykańskiego festiwalu Coachella zaproponowali reaktywację na ten jeden, jedyny występ //nawiasem mówiąc tamte zespoły propozycję olały//)
- że zamiast jednego koncertu zrobiła się światowa trasa
- że podczas tej trasy Murphy udowodnił, że starzeć się z klasą to potrafi Iggy Pop albo David Bowie ale na pewno nie on (abnegacki image z brzuszkiem i łysinką, nie wyciąganie wokalnych górek, zero scenicznych szaleństw, w Berlinie to się chyba nawet nie spocił)
- że płyta została nagrana na wariata w ciągu 18 dni
- że wchodząc do studia nie mieli nawet pół nowej piosenki i wszystko pisali na kolanie
- że "The Dog's a Vapour" został nagrany podczas pierwszej reaktywacji w 1998 r. I był już wcześniej publikowany
- że materiał na płytę przeleżał 2 lata w szufladzie, bo sam zespół miał wątpliwości co do sensu jego wydawania
- że nie stanowi sam w sobie całości jak "Mask" czy "Sky's Gone Out", lecz jest zbiorem utworów bez ładu i składu
- że wydawanie w dobie MP3 płyty z tak ubogą szatą graficzną, to dobijanie rynku fonograficznego (zero tekstów, zero książeczki, tytuły i skład zespołu napisane w taki sposób, że nic nie widać)
- że w wyniku nieustannych kłótni pomiędzy Ash'em i Murphy'm zespół ponownie trafił szlag (podobno już definitywnie i na wieki wieków)
- że nie będzie trasy promującej ten album
No właściwie to można, ale krótko mówiąc nie ma sensu:
- bo to jest płyta zespołu BAUHAUS, który jest, był i będzie zajebisty
- bo gdyby każdy zespół nagrywał tak "słabe" płyty, to byłbym spokojny o przyszłość rocka
- bo jeśli nie ma się oczekiwań do obrosłych 25 latami fonograficznej abstynencji, to jest to po prostu dobry, równy album z charakterystycznym wokalistą, rewelacyjnym gitarzystą i oryginalną sekcją rytmiczną
- bo każdy numer broni się z osobna melodią, tak, melodią!
- bo "trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść" (Bauhaus już na szczęscie wie, Perfect dalej nie)
[Marcin Jaśkowiak]