Sam Amidon ma na swoim koncie dwie płyty sygnowane bądź to swoim nazwiskiem, bądź dość zbliżoną nazwą Samamidon. Różnica dotyczy liczby osób biorących udział w projekcie i w zasadzie ma drugorzędne znaczenie. Sam jest również znany z wokalno-instrunemtalnego udzielania się w innych grupach, z których najbardziej znaną niewątpliwie jest Stars Like Fleas. Jednym słowem, to ciekawa postać na szeroko pojętej amerykańskiej scenie folk, a jego najnowszy album potwierdza to w całej okazałości.
"All is Well" jest ambitną próbą reinterpretacji zestawu tradycyjnych amerykańskich piosenek pochodzących z czasów podboju i zasiedlania Dzikiego Zachodu, szczególnie popularnych w konserwatywnych, południowych stanach. Te klasyczne utwory na przestrzeni lat wielokrotnie były przedmiotem zmagań różnorodnych muzyków, co czyni z nich wyjątkowo trudną materię dla nowatorskiego podejścia. Oryginalność Sama zawiera się w zamiarze połączenia ognia z wodą, czyli nagrania tych iskrzących, południowych piosenek na dalekiej północy, w Islandii, a tym samym wypełnienia tej tradycyjnej formy chłodnym i melancholijnym klimatem. Może wydaje się to nieprawdopodobne, ale ów plan udało mu się zrealizować w stu procentach.
Podstawą utworów jest pełniąca rolę zasadniczego akompaniamentu gitara bądź banjo, którym towarzyszy śpiew. Nie ma on jednak wiele wspólnego z przesyconym południowym akcentem, żywym wokalem. Głos Sama jest nieco niepewny, czasem wręcz lękliwy, stonowany i chłodny. W tę podstawową fakturę wplecione są liczne, choć oszczędnie wykorzystywane dodatkowe instrumenty - fortepian, smyczki, dęciaki. Wypełniają one przestrzeń, wspólnie decydując o nastroju płyty, która gdyby nie wiadome pochodzenie utworów, spokojnie mogłaby uchodzić za kolejną propozycję rodem z zimnej Islandii. Składające się na nią dźwięki tworzą przejmujący, melancholijny nastrój, pełen smutku, zmęczenia związanego ze zmaganiem się z otaczającym światem, a zarazem zawierający odrobinę nadziei, że ostatecznie wszystko dobrze się ułoży.
Te tradycyjne utwory w wersji Sama Amidona nabierają uniwersalnego kontekstu, który jest tak nostalgiczny, jak i piękny. A jak daleko odchodzi od lokalnych interpretacji poznają chociażby ci, którzy widzieli film braci Coenów "Bracie, gdzie jesteś", w którym jeden z utworów pojawia się w jakże odmiennych okolicznościach i odmiennym wykonaniu. "All is Well" zakończone jest tytułowym katharsis o dość przewrotnym charakterze, gdyż śpiewanym z perspektywy umierającego człowieka pogodzonego ze swoim losem. To doskonałe zamknięcie płyty, które porusza do głębi, a zarazem zachęca do przesłuchania jej po raz kolejny. Naprawdę warto, gdyż to unikatowa próba stworzenia nowej jakości, udana pod względem formalnym i przynosząca piękne, północne dźwięki pełne prawdziwych emocji.
[Aleksander Kobyłka]