polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
TUSK The Resisting Dreamer

TUSK
The Resisting Dreamer

Całkiem niedawno o nowej płycie Tuska zrobiło się w Polsce dość głośno, co rzecz jasna nie wynikło z nagłego wzrostu zainteresowania działalnością grupy, tworzonej przez muzyków obecnie bardziej znanych z nagrywania pod szyldem Pelican. Niektórym z mediów niekoniecznie specjalizujących się w pisaniu o muzyce udało się nawet dotrzeć do członków zespołu, którzy rzekomo żałowali, że nie byli świadomi wiadomej zbieżności. W przeciwnym wypadku z pewnością postaraliby się zmyślnie ją wykorzystać przy okazji listopadowej wizyty Pelicana we wrocławskim Firleju. Nic, tylko żałować. Darmowa reklama "The Resisting Dreamer" zapewne nie przełoży się jednak na ilość sprzedanych płyt, choć odrobina rozgłosu dla tego nieco zapomnianego projektu niewątpliwie się przyda.

Jeśli możemy mówić o zachodzącej tendencji, zgodnie z którą muzycy Pelicana stopniowo podążają w stronę bardziej melodyjnych i delikatniejszych kompozycji (choć z zachowaniem ciężkiej ręki, gdy sytuacja tego wymaga), to Tusk również stał się wyznacznikiem dokonujących się zmian. Nie oznacza to rzecz jasna, że najnowsza płyta jest jakiegoś rodzaju odpryskiem z sesji "City of Echoes", choć nie uświadczymy już na niej skondensowanych i bezkompromisowych 90-sekundówek, które zespół zwykł nam serwować. "The Resisting Dreamer", podobnie z resztą jak ostatnia płyta Pelicana, dobitnie pokazuje jednak ważną cechę członków zespołu, która świadczy o ich klasie i pozwala z optymizmem patrzeć w jego przyszłość - skłonność do rozwoju i eksploracji nowych muzycznych obszarów. Obecna wyprawa przemierza wiele rozmaitych terytoriów. Już sama konstrukcja płyty jest ciekawym wyzwaniem - składa się ona z jednego, 37-minutowego utworu, który podzielony został na cztery części. W ich trakcie możemy zapoznać się z różnorodnymi formami gitarowej wyobraźni muzyków. Początek w zasadzie mógłby znaleźć się na nowym wydawnictwie Pelicana, a przynajmniej do momentu, w którym pojawiają się wokale - tym razem zespół wspomagają Evan Patterson (Young Widows) oraz Toby Driver (Kayo Dot). Później jednak docierają do nas dźwięki niewiele mające wspólnego z pelicanową melodyjnością, a dużo więcej z ekspresyjnymi, sonicznymi eksperymentami. Pojawia się sporo połamanych riffów, wspomaganych przez pojękująco-wrzaskliwe dokonania wokalne. Nie zabrało też gitarowego chaosu przebijającego się w rytm podwójnej stopy. Z tego swoistego apogeum płyty wyłania się prosty, monotonny basowy pochód, który przez kolejnych kilka minut prowadzić będzie kolejne motywy oraz solówkę na jednym, ciągnącym się w nieskończoność dźwięku. Ostatni kwadrans poszerza się w głęboką przestrzeń pełną niepokojących odgłosów, pisków i szumów.

"The Resisting Dreamer" nosi wszelkie znamiona pomysłu realizowanego w ramach odpoczynku pomiędzy precyzyjnymi kompozycjami "City of Echoes". Może nie jest to płyta tak dopieszczona i przemyślana, lecz ma w sobie surowy, energetyczny klimat, do którego stworzenia bardziej potrzebne były czyste emocje, a nie dopracowane dźwięki. Być może jest to zlepek różnorodnych motywów i nastrojów, jednak razem tworzy on zaskakująco spójną układankę, w której każdy będzie mógł znaleźć element najbardziej mu odpowiadający. Co z resztą po raz kolejny potwierdza teorię, że realizowane w wolnych chwilach niezobowiązujące improwizowanie, o które momentami nowa płyta się ociera, sprzyja inwencji twórczej.

[Aleksander Kobyłka]