polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
THE DECEMBERISTS The Hazards of Love

THE DECEMBERISTS
The Hazards of Love

Decemberists zawsze mieli silne teatralne ciągoty, które na swój sposób wyróżniały ich na folk-rockowej scenie i czasem sprawiały, że wydawali się bardziej wędrowną trupą, niż regularnym zespołem. Ostatecznie, właśnie w dramatyzmie tkwiła magnetyczna siła ponad dziesięciominutowego The Island na "The Crane Wife", czy niemal równie długiej, marynarskiej epopei The Mariner's Revenge Song na "Picaresque". W tym świetle, rock opera może wydawać się nieuniknioną kulminacją tendencji od dawna u Decemberists obecnych. Zwłaszcza, że zawsze potrafili oni konstruować kompleksowe albumy, umiejętnie układając utwory i wykorzystując repetycje jako spinające klamry.

Jednak, przy całej sympatii do Colina Meloy'a i spółki, do której tym razem należą też Shara Worden z My Brightest Diamond i Becky Stark z Lavender Diamond, ich propozycja niestety razi typowymi wadami rockowych oper, jak rozdęte kompozycje, nierówne libretto, grubymi nićmi szyty dramat i pompatyczne, potężne riffy. Największy urok i talent The Decemberists leżą przecież w cierpliwych utworów o wielobarwnym brzmieniu, więc daleki zwrot w stronę gitarowego łojenia wypada słabo. Bronią się jedynie niektóre z tych fragmentów (aktów, arii?) - te, w których występuje Shara Worden. Jednak zasadniczo, odwrócenie konwencji - piosenki/arie dopasowują się do pomysłu na album/operę, a nie tworzą go i nadają mu sens - nie wyszło Decemberists na dobre, nawet w najbliższych im klimatach. Choć wiele utworów i momentów jest ciekawych i satysfakcjonujących, generalnie "The Hazards of Love" się dłuży, brakuje jej uroku, emocji i dyskretnego dramatyzmu, za które pokochaliśmy trupę z Portland.

[Piotr Lewandowski]