polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
tUnE-yArDs Wywiad z Merrill Garbus

tUnE-yArDs
Wywiad z Merrill Garbus

tUnE-yArDs to jedno z objawień roku 2009. Skrywająca się pod tą nazwą Merrill Garbus wspaniale łączy piosenkowy talent, plemienną energię, wykonawczą charyzmę i surowość nagrań lo-fi, a jej debiutancka płyta ukazuje błysk geniuszu nie wymagający sztucznych ulepszaczy i technologicznego liftingu. tUnE-yArDs otwierało tej jesieni koncerty Dirty Projectors i zawieszało gwiazdom wieczoru poprzeczkę bardzo wysoko. Przy okazji jednego z nich spotkaliśmy z się z Merill.

„Bird Brains” to Twój debiutancki album. O ile wiem, nagrywałaś go sama. Jak powstawała ta płyta?

Cóż, wszystko zajęło mi dwa lata, licząc od rozpoczęcia pracy nad płytą do jej wydania, chociaż większość materiału nagrałam w dwa tygodnie. Około dwa lata temu wpadłam na pomysł używania dyktafonu podobnego do Twojego, po prostu zaczęłam nagrywać dźwięki, a potem przerzucałam je na domowy komputer. Zaczęłam uczyć się tego procesu, sposobu, w jaki chcę robić muzykę. I zasadniczo ten etap trwał dwa lata. Myślę, że piosenki, które powstały jako ostatnie są najlepsze, bo potrafiłam już lepiej posługiwać się sprzętem. Ale generalnie, dwa lata poświęciłam na napisanie piosenek i opanowanie procesu ich nagrywania.

Praktycznie ten sam materiał, który jest na płycie najpierw wydałaś na taśmie, potem na winylu, a teraz ukazał się na CD. Dlaczego kaseta? Nie jest to obecnie zbyt powszechny nośnik.

Tak, wiem. Macie wciąż kasety w Polsce?

Raczej jako pamiątki, ostatnio wykopałem kilka starych polskich kaset i dałem je jako ciekawostkę muzykom Mudhoney…

Serio? Super! Wiesz, kiedy dorastałam słuchałam muzyki głównie z kaset. Nagrywając album dużo myślałam na temat dzieciństwa, ponieważ opiekowałam się wtedy małym dzieckiem, którego głos zresztą słychać na płycie. Chyba chciałam to przenieść na album. W przypadku kasety trudniejsze jest poruszanie się między piosenkami, nie tak łatwo jak przeskakiwać z kawałka na kawałek jak na CD czy ipodzie. Miałam silne przekonanie, że tworzę album od początku do końca, tak by chciało się słuchać każdego utworu. Poza tym kwestia formatu i brzmienia, które pamiętam, dźwięki wciskanego przycisku play, przewijania taśmy… Wszystko co wiąże się z tym formatem był dla mnie trochę nostalgiczne, a przy okazji była to forma recyclingu. Angażuję się w kwestie ekologiczne. Uważam, że ludzie za mało myślą na temat używania i przetwarzania zużytych rzeczy, odpadów. Wykorzystałam więc stare taśmy.

Na tych taśmach było wcześniej nagrane coś innego?


Tak. Ponieważ mój album był krótszy niż długość większości taśm, każda z kaset jest inna – jedna osoba dostała dawną Janet Jackson, a ktoś inny na przykład Michaela Jacksona. [śmiech]

Fajna sprawa. Nie zapomnę, jaki byłem szczęśliwy i dumny, gdy mając kilkanaście lat skasowałem kasetę z czarnym albumem Metallica nagrywając na nią coś innego.

O to chodzi!

Wobec tego co mówisz, jaką rolę dla estetyki Twojej muzyki ma praktyka, proces jej tworzenia?

Dla mnie są właściwie jednym i tym samym. Ludzie pytają mnie, czy moje występy są jak nagrywanie w domu. Nie brzmią tak samo, ale opierają się na tym samym pomyśle. Na scenie używam loopa, zapętlam dźwięki stworzone na scenie i nagrywając postępuję podobnie. Wiesz, kiedyś byłam lalkarką, robiłam laleczki, co było dość kłopotliwe, bo robiłam je z odpadów, z rzeczy niepotrzebnym, ale to dygresja. Ważne, że to właśnie jest moja estetyka, wykorzystywanie rzeczy już istniejących i przetwarzanie ich w coś nowego.

Jedną z takich istniejących wcześniej obiektów na Twojej płycie są nagrania terenowe. Głosy i odgłosy. Mam przez to wrażenie, że Twoja płyta jest rodzajem dziennika.

Tak, czymś w rodzaju dźwiękowego pamiętnika. Lubię to. Istotne jest też poczucie uchwycenia czasu. Pamiętam czas, w którym to nagrywałam, pamiętam co wtedy robiłam, pamiętam zapachy i dźwięki, które mnie otaczały.

Czy zdarza ci się, że spoglądać na niektóre piosenki i myślisz „nie, nie czuję już w ten sposób, to jest przestarzałe, zmieniłam się”. Czy jakieś piosenki odrzuciłaś, bo się wyalienowały?

Ciekawe pytanie. Nie, czasami po prostu nie chcę pewnych rzeczy grać, jest kilka piosenek, których już nie gram na żywo. Ale ponieważ one wszystkie mają swoje miejsce i czas, to nawet jeśli nie chcę już ich więcej grać, ciągle mam do nich szacunek i doceniam je. Może dlatego, że moje granie jest rzeczywiście rodzajem dziennika, więc słuchanie ich jest formą przeglądania tego dziennika, w którym napotyka się strony, na które niekoniecznie chce się poświęcać czas, ale które istnieją i wiadomo, że są ważną częścią historii. I też jestem z nich dumna. Słucham własnego albumu, co jest chyba dobrym znakiem. Nie słucham go z przerażeniem. Wszystkie kawałki utkałam sama i wiem ile włożyłam w nie pracy. W ten sposób do tego podchodzę, pozytywnie.

Twoje piosenki wydają się być bardzo proste, ponieważ tworzysz i grasz je samodzielnie. Ale często sprawiają wrażenie skomplikowanych. Jaka jest relacja pomiędzy prostotą a złożonością w Twojej muzyce?

Mogę cię o coś zapytać?

Tak.

Które fragmenty wydają ci się złożone? Melodia? Rytm?

Myślę, że to bardziej tkwi w aranżacji, w dźwiękowych niespodziankach, wtrętach, zderzeniach estetyk. Kiedy pierwszy raz przesłuchałem „Bird Brains” pomyślałem „ok, folkowe lo-fi”, ale prędko okazało się, że dużo więcej kryje się w kompozycjach i aranżacjach. Zatem?

Widzisz, nie jestem z wykształcenia muzykiem…  Po prostu zawsze śpiewałam dużo. Śpiewałam przez całe swoje życie. Dla mnie człowiek jako taki jest złożony, nie czuję potrzeby komplikowania piosenek ponad to. Gdy wychwytuję dźwięk, złożoność jest już w nim zawarta i w pewnym sensie problem tkwi raczej w odsunięciu jej części na bok, tak by sprawę uprościć. Wymyślając muzykę tworzę warstwy, nakładam na siebie wiele pomysłów, ale w trakcie aranżacji staram się upraszczać, odejmować niepotrzebne dźwięki na zasadzie mniej znaczy więcej, tak by złapać sedno. Widzisz, piosenka może być naprawdę prosta, ale jej tekst może wyrazić cały świat. Moim zdaniem teksty powinny być skomplikowane, niekoniecznie dbam o prostotę słów, ponieważ myślę, że ludzkie emocje są i tak o wiele bardziej zawiłe niż jakiekolwiek teksty. Więc jeśli moje teksty i utwory są jak puzzle, czuję się z tym o wiele bardziej ludzka, niż gdyby były bardziej popowe, bezpośrednie i nieskomplikowane.

Czy zaczęłaś już pracę nad drugim albumem?

Tak, z powodu koncertów. Na scenie dużo improwizuję. A propos prostoty. Kiedy nagrywam, jest w tym dużo improwizacji w decyzjach co zostaje, a co odrzucam. Wielokrotnie zdarzało mi się coś za bardzo skomplikować i wtedy wciskałam „erase”, żeby zostawić tylko jedną  rzecz, żeby odczyścić utwór. Improwizacja jest więc dla mnie bardzo ważna. Improwizuję na żywo i w ten sposób napisałam wiele piosenek. Potem układam do nich teksty. Myślę, że już prawie mam materiał na drugi album.

Rozmawiamy w Europie przed Twoim koncertem na trasie z Dirty Projectors, nagrywasz dla dużej wytwórni, bo 4AD to jest duża wytwórnia. Jesteś ciągle w stanie wrócić do swojej sypialni i nagrywać lo-fi na dyktafon, czy raczej chcesz spróbować czegoś…

Większego!

Tak, większego!

Studio!

Tak! Studio! Wiesz, wchodzisz, pan producent, ściany w drewnie itd.

Dobre pytanie. Nie, raczej nie wybieram się do studia. Dla mnie ważne jest, by możliwie dużo robić samodzielnie. Podejrzewam, że teraz będzie to mniej lo-fi, że będzie inaczej,  ale proces nagrywania jest dla mnie tak samo ważny jak jego efekt – wydawnictwo. Więc nie ma sensu wchodzić do studia i próbować osiągnąć gówniane brzmienie. Po co udawać, starać się by celowo brzmieć źle, skoro po prostu można to źle zrobić i ponadto zacząć od czegoś prawdziwego. Prawdopodobnie znów użyję fragmentów dźwięków i sampli. Na pewno będę starała się lepiej opanować sprzęt. Poszukam lepszej jakości magnetofonu, którego mogłabym użyć. Jako kobieta czuję, że bardzo ważne jest dla mnie, by wiedzieć tak samo jak wszyscy dookoła, w jaki sposób nagrywać moją muzykę. Wiedząc, że orientuję się w tym temacie i jestem w tym dobra, będę mogła pozwolić ludziom sobie pomagać, ponieważ będę miała poczucie kontroli nad dźwiękami, które chcę słyszeć.

Wspominałaś znów o ponownym używaniu rzeczy i dźwięków. Twój album ma taką zagraconą atmosferę, pełną dźwięków niby przypadkowych, która nie jest tak przejrzysta, jak wypiekane produkcje, które obecnie dominują. Przypomina mi to muzykę afrykańską, a zwłaszcza Konono no. 1. Druga asocjacja to M.I.A. – i Tobie i jej wierzę, gdy słyszę nie-zachodnie zapożyczenia muzyczne w zachodniej, współczesnej muzyce, bądź co bądź, popularnej. Lubisz tych artystów?

Tak, oczywiście. Po pierwsze bardzo mnie inspirują. Po drugie, to dla mnie skomplikowana relacja. Czuję więź z muzyką afrykańską, ponieważ spędziłam trochę czasu w Afryce i kocham tamtejszą muzykę w różnych wydaniach. Trudne jest dla mnie to, że pochodzę z Zachodu, a nawet z najbardziej uprzywilejowanego  kraju na Ziemi. Ludzie myślą, że nagrywanie terenowe afrykańskiej muzyki czy muzyki krajów rozwijających się jest cool, bo ci muzycy brzmią brudno. Dla mnie istnieje zasadnicza różnica pomiędzy próbą uzyskania brudnego brzmienia dla fajnego efektu, a czymś co lubię i cenię – brudne brzmienie daje wrażenie, jakbyś był w konkretnym miejscu. Zamiast poczucia oderwania od kontekstu, czujesz się jakbyś przebywał w miejscu, gdzie dana rzecz została nagrana. Muzyka Konono sprawia, że czuję się jakbym była w centrum ich zespołu. W muzyce M.I.A. słyszę chłopięce głosy australijskich Aborygenów. Gdy słuchasz jej płyty to spotykasz ludzi. Dla mnie to właśnie stanowi ludzki wymiar muzyki. Ludzie mówią, że mojej muzyce jest tyle afrykańskich wpływów. A ja pytam się „jakie mam prawo do tej muzyki? Nie jestem Afrykanką, mieszkałam w Kenii przed pół roku, ale nawet po tym, nie mam prawa jej wykraść.” Mogę się jedynie przekonywać, że muzycy to właśnie robią cały czas, zapożyczają od siebie, że to jest element muzycznej tradycji. Ale chcę mieć pewność, że podchodzę do tego, co biorę z należytym szacunkiem. Wydaje mi się, że będę się tym zajmować do końca życia. Podejmowaniem decyzji, dokonywaniem wyborów i że zawsze będę ich świadoma. I mam nadzieję, że w swoim krótkim życiu, którego mam nadzieję jeszcze sporo zostało, nawiążę współpracę z wieloma muzykami z całego świata.

Tego Ci życzę. A sobie Twojego koncertu w Polsce. Dzięki za rozmowę.

[Piotr Lewandowski]