Sala wypchana po brzegi, a średnia wieku, powiedzmy, niższa niż z reguły w Powiększeniu: dwóch indie misjonarzy zza Oceanu gra swe piosnki niby noise'owo, ale grzecznie, niby garażowo, ale o gestach i pozach nie zapominając. Fajnie się chłopaki bawią, zwłaszcza, że pierwszy raz mogą się przejechać Europie, publika w siódmym niebie, a polski kompleks chwilowo zaleczony, skoro P4Kowe odkrycie sezonu gra aż trzy koncerty w Polsce. Ale Japandroids są raczej sztubaccy niż oryginalni, a na żywo grają co najwyżej poprawnie - jednym uchem wpadło, drugim wypadło.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]