Dzięki tej płycie mogłem zdobyć choć śladowe pojęcie, jaką muzykę grywa się w Belgii. Zespół jest z Brukseli, równomiernie dzieli swoje teksty pomiędzy język francuski i flamandzki, brzmienie też ma dość charakterystyczne. Podstawowe instrumenty to dęciaki (trąbka, saksofon, klarnet w przeróżnych kombinacjach), akordeon, kontrabas i perkusja. A do tego całe mnóstwo przeszkadzajek i cudów pochodzących z całego świata. Słychać lekkie jazzowe zacięcie, ale głównym źródłem inspiracji jest chyba muzyka, którą mogę określić mianem belgijskiej - przez analogię do muzyki francuskiej. Jaune Toujours przeplata utwory taneczne z melancholijnymi, wytwarzając nastrój ciepłego wieczoru w jakieś brukselskiej knajpie oferującej niezliczone gatunki ich wspaniałego piwa. Jak sugeruje nazwa albumu, świat jest dla muzyków jedną wielką wioską i wspólnotą, czerpią oni pełnymi garściami z kultur różnych etnicznych grup - są i elementy żydowskie, i słowiańskie. Muzyka tętni życiem jak sama Bruksela, w której nijak nie odczuwa się różnic narodowościowych jako czegoś negatywnego. Nie jest to jednak pozbawiony tożsamości zlepek wpływów. W każdym dźwięku słychać Belgię, dęte instrumenty i lekko zachrypnięty głos wokalisty generują oryginalny i klarowny styl. Całość dopełnia wkładka wypełniona zdjęciami Brukseli. Album został wydany w niezależnej wytwórni, więc pewnie ciężko będzie go zdobyć, ale warto spróbować, ponieważ dzięki takim płytom możemy liznąć kultury absolutnie nam nie znanej, a wartej uwagi.
[Piotr Lewandowski]