polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
James Blake James Blake

James Blake
James Blake

James Blake swoim zabłyśnięciem na scenie muzycznej zaprzecza postmodernistycznym proroctwom o końcu wielkich narracji. Zapętla słuchacza w opowieść, która nabiera wydawniczego tempa.

Blake nieśmiało wkraczał do środowiska audialnego. Owa nieśmiałość zawierała się zarówno w albumowej oszczędności, nie wykraczającej poza ograniczone przestrzennie ramy EP-ek, a także w dźwiękowej skromności.

„CMYK” miał w sobie  coś z biegu na orientację, był kolekcją wzorników, ostrożnym łączeniem kropek w celu uzyskania pełnobrzmiącego obrazu. „Klavierke” natomiast to jego zupełne przeciwieństwo – bardziej stonowana i przemyślana epka, która w większym stopniu nakreśliła kształt debiutu. Ten, sygnowany nazwiskiem podwójnie sugeruje , jakby Blake już na wstępie chciał podkreślić szczerość i autentyczność swojej muzycznej wypowiedzi.
Wspomniana pedanteria jawi się tutaj już jako koncepcja. Każda sekunda pulsuje wycyzelowaniem i misternością wykonania. Wszystkie dźwięki i melancholijne wokale tworzą podwaliny pod intymność, która staje się wyznacznikiem stylu.

Przez to wydawnictwo przenika coś nieokreślonego, coś świeżego, czuje się zmianę, przedrostek post-, który w pewnym momencie będzie należało dopiąć do tej twórczości. Nie umiem uciec od skojarzenia z młodocianym Xavierem Dolanem, który zrobił furorę w filmowym świecie za sprawą swoich wysmakowanych debiutów („Wyśnione miłości” pojawiły się w polskich kinach przed debiutem właściwym „Zabiłem swoją matkę”). Wyczuwam w tych postaciach swoistą konsolidację wrażliwości, podobny genius loci.

James Blake subtelnie daje do zrozumienia, że potrafi przewartościować rzeczywistość już dostrzeżoną. Być może jest to wpływ niezwykle onirycznej warstwy dźwiękowej tego albumu. Potrafimy zaufać, że nie wszystko musi przybierać określony raz kształt. Doskonałym przykładem konfrontacji ze starym i znalezieniem sposobu na nowe jest cover utworu Limit to Your Love w pierwotnym wykonaniu Feist. Branie na warsztat treści obcego pochodzenia podczas realizacji debiutanckiej płyty jest dość ryzykownym zabiegiem, a Blake dokonał rzeczy niezwykłej – zinterpretował utwór Feist w taki sposób, że stał się niezależnym dziełem, pozbawionym korzeni inspiracyjnych.

James Blake odkrył Jamesa Blake’a. Aby nie zapeszyć, nie nazwę go geniuszem.

[Karina Forjasz]