polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

Don't Panic! Yass We`re From Poland 2011
Muzeum Powstania Warszawskiego, Chłodna 25 | Warszawa | 18.06.11

Od 2007. roku, kiedy to w cyklu darmowych koncertów pod klubem Akwarium Jazzarium (wówczas oczekującym na otwarcie, dziś już zamkniętym), zagrali m.in. Trzaska & Brötzmann Quartet, Pink Freud Quintet z Marcinem Maseckim, Contemporary Noise Quintet, 100nka & Herb Robertson, Pulsarus & Tomasz Gwinciński, Oleś/Jorgensmann/Oleś, polski jazz nieszczególnie przebijał się do programu Warsaw Summer Jazz Days. W tym roku udało się to zrekompensować za sprawą weekendowego przeglądu Don't Panic! Yass We`re From Poland 2011, który na przestrzeni dwóch dni zaprezentował niezłą próbkę rodzimej muzyki. Wstęp ponownie był wolny, zasadniczo inne było jednak miejsce (Muzeum Powstania Warszawskiego), ponadto na imprezę zaproszono kilkunastu promotorów z innych krajów europejskich, z nadzieją, którą podzielamy, że zaproszą oni polskich wykonawców na swoje festiwale. Program showcase'u podzielono na dwa dni wg bliskości do jazzowego mainstreamu i chyba nie zdziwicie się, że nasz fotoreportaż obejmuje dzień pierwszy, ten bardziej odległy (drugiego dnia interesował nas tylko Wojtek Mazolewski Quintet, który widzieliśmy w tym roku już raz i drugi).

Na otwarcie sobotniej imprezy zagrał Mikrokolektyw, skład doskonały na żywo. Również tym razem panowie pokazali, jak wypracowany i bogaty jest ich język motorycznych rytmicznych przestrzeni, fraz trąbki i parnych loopów. Usłyszeliśmy bodajże tylko jeden utwór z "Revisit", co mnie bardzo ucieszyło. Podobnie jak to, że Mikrokolektyw zagrali koncert pozbawiony tradycyjnego narracyjnego schematu a la intro, hit, impro, hit, coś na koniec, pracując po prostu w swoim brzmieniu. Mam jednak wrażenie, że dla części publiczności i gości okazało się to hermetyczne.

Drugi koncert w programie zgromadził chyba najliczniejszą publiczność i miał właśnie ów piosenkowy trzon. Contemporary Noise Sextet zagrali tym razem z Tomaszem Gadeckim na saksofonie. Na koncertach tego zespołu zazwyczaj brakuje mi wyjścia ponad strukturę aranżacji z miejscem dla solistów, tym razem takiego luzu było trochę więcej. Zaczynam mieć wrażenie, że CNS najlepiej wypadają na koncertach ad hoc, kiedy trasa promująca płytę już za nimi.

Kolejny zespół z Bydgoszczy i okolic, czyli Sing Sing Penelope, wprowadził mnie w konfuzję, jak nigdy w ciągu ostatnich kilku lat. Wszystkie koncerty tej grupy jakie widziałem od czasu Music for Umbrellas były bardzo dobre, choć różne. SSP to zespół ewoluujący, ale że po genialnych elektrycznych improwizacjach sprzed dwóch lat i szorstkiej, oszczędnej płycie z Electrogrind przyjmie tak smoothowe brzmienie - tego się nie spodziewałem. W operowaniu przestrzenią i łączenie środków jazzu i kameralistyki SSP są dobrzy, ale w tak polukrowanym brzmieniu, jakie zaprezentowali w kilku numerach, przemawiają do mnie mniej niż kiedyś.

Na koniec wieczoru w Muzeum zobaczyliśmy Levity. Warszawskie trio problem "jak ułożyć 30-40 minutowy koncert" rozwiązało w idealny sposób - zagrało jedną, długą improwizację, na dodatek pełną brudu. Przez długi czas intensywność muzyki podkreślała elektryczna gitara basowa, którą Piotr Domagalski dopiero w ostatnich minutach zastąpił kontrabasem. Pianet i korg Jacka Kity przeplatały się ze zbuntowanym strojeniem piania. Jerzy Rogiewicz swój rozpoznawalny już styl, spoglądający na bębnienie jazzowe znad elektronicznych bitów, uzupełniał przeszkadzajkami. Rewelacyjny koncert Levity pozostawił mnie z wrażeniem, że choć dwie płyty zespołu są bardzo dobre, to tak naprawdę wszystko przed nimi.

Okazało się jednak, że to nie koniec wrażeń, bo na Chłodnej 25 odbyło się swoiste afterparty, na którym zagrał Profesjonalizm. Relacjonowaliśmy już ich koncert w Kulturalnej sprzed miesiąca, na którym zespół prowadzony przez Marcina Maseckiego pokazał, jak twórcze i wciągające jest jego skondensowane przekomarzanie się z jazzową tradycją. Teraz, po cyklu majowych koncertów na Chłodnej i nagraniu płyty, Profesjonalizm był jeszcze bardziej wyrazisty, uskrzydlony i, jednak, zabawny. Nawet jeśli nie było Tomka Dudy i zabrakło niskich częstotliwości. Cios wymierzany przez Profesjonalizm w jazzową gębę jest równie silny i trafny jak ten serwowany przez Mostly Other People Do the Killing, a co najlepsze, oba te zespoły bynajmniej nie czerpią siły z bycia anty - wręcz przeciwnie, są pro, w sposób twórczy i zdumiewający. To będzie jedna z płyt roku, jak nic.

Czas na obrazki, które znajdują się poniżej zgodnie z kolejnością występów.

[zdjęcia: Piotr Lewandowski]

Mikrokolektyw [fot. Piotr Lewandowski]
Mikrokolektyw [fot. Piotr Lewandowski]
Mikrokolektyw [fot. Piotr Lewandowski]
Mikrokolektyw [fot. Piotr Lewandowski]
Mikrokolektyw [fot. Piotr Lewandowski]
Mikrokolektyw [fot. Piotr Lewandowski]
Contemporary Noise Sextet [fot. Piotr Lewandowski]
Contemporary Noise Sextet [fot. Piotr Lewandowski]
Contemporary Noise Sextet [fot. Piotr Lewandowski]
Contemporary Noise Sextet [fot. Piotr Lewandowski]
Contemporary Noise Sextet [fot. Piotr Lewandowski]
Contemporary Noise Sextet [fot. Piotr Lewandowski]
Sing Sing Penelope [fot. Piotr Lewandowski]
Sing Sing Penelope [fot. Piotr Lewandowski]
Sing Sing Penelope [fot. Piotr Lewandowski]
Sing Sing Penelope [fot. Piotr Lewandowski]
Sing Sing Penelope [fot. Piotr Lewandowski]
Sing Sing Penelope [fot. Piotr Lewandowski]
Levity [fot. Piotr Lewandowski]
Levity [fot. Piotr Lewandowski]
Levity [fot. Piotr Lewandowski]
Levity [fot. Piotr Lewandowski]
Levity [fot. Piotr Lewandowski]
Levity [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]
Profesjonalizm [fot. Piotr Lewandowski]