polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
TesseracT One

TesseracT
One

Precyzja i brzmieniowa sterylność charakteryzuje pierwszy album TesseracT. Progresywność charakterystyczna dla przestrzennego grania Devina Townsenda została tu poddana kompozycyjnym wpływom Coheed And Cambria i mechaniczności Meshuggah. Ta ostatnia cecha dominuje w tle, tworząc punkt wyjścia dla dźwiękowej układanki Brytyjczyków. Wraz z każdym kolejnym przesłuchaniem ten album nabiera zupełnie nowego wymiaru. Początkowo wydawał mi się zbyt przekombinowanym wytworem kwintetu z Wysp. Po pewnym czasie doceniłem różnorodność wokalnego warsztatu Dana Tompkinsa. Facet wie jak budować nastrój głosem, nie stroniąc od krzykliwych partii. Aż wreszcie ta „muzyczna matematyka” zawładnęła moim odtwarzaczem na kilka dni. TesseracT odnalazł się w świecie klinicznie sterylnej produkcji nad wyraz dobrze. Kompozycyjne szlify są tu wygładzone a produkcyjnie wszystko zapięte na ostatni guzik. Materiał zawarty na „One” jest hybrydą pomysłowości i progresywności, która w zderzeniu ze współczesną sceną mainstreamową jawi się jako łamacz muzycznych schematów. Mocna rzecz!

[Marc!n Ratyński]