polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

Ill Be Your Mirror London curated by Portishead & ATP
Alexandra Palace | Londyn | 23-24.07.11

I’ll Be Your Mirror to nowy festiwal All Tomorrow’s Parties, mający stać się siostrzaną imprezą do klasycznych festiwali ATP. Tutaj również line-up tworzą kuratorzy, ale festiwale odbywać się będą w miastach, a nie w ośrodkach wypoczynkowych, gdzie bilety kupuje się z noclegiem. Pierwsza jednodniowa edycja odbyła się w lutym w Tokio, a pierwsza brytyjska w londyńskim Alexandra Palace, pochodzącym z XIX wieku obiekcie położonym na wzgórzu na północy Londynu. Z małą pomocą ATP, kuratorem dwudniowej imprezy byli Portishead, którzy zamykali oba wieczory na dużej scenie (były to ich jedyne brytyjskie koncerty w tym roku). Koncerty odbywały się w naprawdę dużym Great Hall, najczęściej wykorzystywanym audytorium w Ally Pally, mniejszym West Hall i niedużym Panorama Room, muzyka brzmiała też na zewnątrz w Rose Garden, a całość uzupełniał program kinowy.

Wspomnienia zacznijmy od kuratora – sobotni koncert Portishead był najlepszym z pięciu, jakie w ostatnich latach widziałem. Najbardziej otwartym w interpretacjach utworów, brzmieniowych akcentach, intensywnym w emocjach. Miałem wrażenie, że grając w Anglii zespół miał więcej luzu niż na trasie, zwłaszcza na koncertach w krajach, gdzie wcześniej nie występował – tam gra mocną, ale opanowaną wariację na temat płyt, w Londynie ryzyka i wzajemnego zaskakiwania się było więcej. Usłyszeliśmy piętnaście utworów, wśród których obok zwyczajowych punktów programu znalazło się Chase the Tear, a zamykające zasadniczą część koncertu Threads było wyjątkowo przejmujące. Portishead zabrzmieli rewelacyjnie, co wobec problemów z brzmieniem niektórych innych zespołów grających w Great Hall, było tym bardziej imponujące. Ich akustyk to geniusz. Na niedzielnym koncercie zespół ogarnęło rozprężenie, co ich muzyce nie zrobiło dobrze – poniżej swojego wysokiego poziomu nie zeszli, ale wybitnego występu sobotniego nie powtórzyli, a Chase the Tear po nieudanym starcie odpuścili.

Równie ciekawym było zobaczenie w Londynie PJ Harvey, zwłaszcza w kontekście płyty „Let England Shake”, która zdominowała koncert. Mnie to bardzo cieszyło, bo uwielbiam ten materiał, redefiniujący styl i wizerunek PJ, tym razem spowitej w czerni. Zespół zagrał doskonale, sporo śpiewał Mick Harris, kontrapunktujący PJ, wchodzącą momentami w niewiarygodnie wysokie rejestry. Jednak w olbrzymim Great Hall trochę ich muzyka się rozeszła po kątach, nie zabrzmiała tak wyraziście, jak mogła. Wcześniej na tej samej scenie wystąpił Doom, w sumie mój ulubiony emce, który jednak pozostawił niedosyt. Zaczął od mocnej porcji kawałków z jedynej płyty Madvillain, potem przyszły mocne numery z jego płyt sygnowanych jego pseudonimem i innych wcieleń. Jednak flow Dooma na żywo nie był tak precyzyjny jak na płytach, a brzmienie – podkłady szły z ustawionego z tyłu laptopa, do którego Doom co kilka numerów zaglądał – kiepskie. Po trzech kwadransach przeniosłem się więc do West Hall na koncert The Books. Ci, rozszerzeni do trio z, w zależności od potrzeby, gitarzystą/ skrzypkiem/ klawiszowcem, zagrali bardzo dobry koncert. Gdy w przeszłości grali w dwójkę, sampli było za dużo i można było odnieść wrażenie, że muzycy dogrywają coś do dominującego nad nimi obrazu. Teraz, gdy wszystkie strunowe, smyczkowe, klawiszowe partie były grane live, znaleźli doskonały balans i koncertową formę dla swojej muzyki.

Wcześniej w sobotę zobaczyliśmy też BEAK>, trio Geoffa Barrowa, któremu główna scena nie powinna sprzyjać, ale niespodziewanie ich koncert podobał mi się bardziej niż ten w kameralnej sali festiwalu ATP dwa lata temu. Problem z BEAK> jednak ndal polega na tym, że mając kilka doskonałych utworów, zespół nie znalazł jeszcze sposobu na poszerzenie swej krautrockowej, metalicznej muzyki z toną pogłosów na wokalach tak, by cały koncert przykuwał uwagę. Może na nowej płycie im się to uda. Grająca na zelektryfikowaną wiolonczelę solo Helen Money zagrała niezły koncert w Panorama Room, choć szum znajdującego się tej sali stoiska z koszulkami i płytami utrudniał skupienie. Na sam początek dnia bardzo ciekawy koncert, którego niestety zobaczyłem tylko część, zagrali The London Snorkelling Team, prezentujący skrzyżowanie nowoczesnego, ale pełnego retro tropów jazzu, ze stage comedy i analogowymi wizualizacjami. Sympatyczni, choć bez rewelacji, byli Foot Village, grający taki miejski szamanizm na perkusje i wokale. Natomiast doskonałe zamknięcie dnia zapewnili Factory Floor, którzy nie tylko świetnie pociągnęli industrialne wątki obecne w nowym materiale grających chwilę wcześniej Portishead, co w ogóle idealnie pasują do roli quasi-tanecznego zamknięcia festiwali ATP – nieubłagany rytm łączy się w ich muzyce z szorstkimi, matowymi plamami, dronami i potrzebą eksperymentu. Pierwsza połowa ich koncertu, najgłośniejszego tego dnia, była rewelacyjna, potem jednak napięcie trochę opadło, taki urok półimprowizowanych występów. A może tylko mi się tak wydaje, bo widziałem ich już kilka razy?

Niedziela miała na pierwszy rzut oka niespodziewane, ale w praktyce doskonałe otwarcie, w postaci koncertu Godspeed You! Black Emperor w West Hall. Podobnie jak trzeciego dnia grudniowego Nightmare Before Christmas, GY!BE zagrali dwugodzinny koncert o 12.30. I słucha się ich w takich warunkach świetnie – grają równie dobrze jak o każdej innej porze, a na świeży umysł nawet wyłapuje się więcej. Niby jest to ciągle muzyka skomponowana dekadę temu, ale otwierająca tyle możliwości innowacji, skłaniająca do podjęcia tylu decyzji, że ciągle można odkrywać ją na nowo i zespół to robi. Fantastyczny, świetnie brzmiący koncert, któremu towarzyszyły imponujące wizualizacje, w dużej mierze inne niż zimą. Podobnie jak GY!BE, grający później w Great Hall Swans osiągnęli wybitny poziom i wizję. Materiał z „My Father Will Guide Me Up a Rope to the Sky” rozrósł się do monstrualnych rozmiarów, nowe kompozycje kontynuują ten epicki rozmach, a połączenie rygoru i spontaniczności, z jakim Swans grają na żywo jest zdumiewające i broni się przy kolejnym przeżyciu.

Przez nadmiar atrakcji na festiwalach ATP do ichniego kina nigdy nie udaje mi się dotrzeć, ale „Męczeństwo Joanny d’Arc” Carla Theodore’a Dreyera było integralnym punktem programu w West Hall. Była to czwarta prezentacja tego filmu z muzyką skomponowaną przez Adriana Utley i Willa Gregory’ego, pod batutą Charlesa Hazlewooda. Trzecia miała oczywiście miejsca w Krakowie z udziałem polskich muzyków, na IBYM zobaczyliśmy zespół, który projekt przygotował na zamówienie Bristol Colston Hall. Ten zespół to w sumie nieduża orkiestra z kwartetem gitar w miejsce sekcji smyczkowej i elektroniką. Operujący sugestywnymi zbliżeniami film Dreyera jest jednym z niewielu niemych filmów, które się nie zestarzały i ciągle można je oglądać saute. Muzyka połączyła się z nim doskonale, przesuwając od akustycznych partii z chórem i harfami na pierwszym planie do gitarowego minimalizmu a la Glenn Branca, łącząc sporadycznie, zwłaszcza w finale. Świetne.

Drugim niezwykłym wydarzeniem tego dnia był występ duetu Alan Moore & Stephen O’Malley (m.in. Sunn 0))), Gravetemple). Był to ich trzeci wspólny performans, tym razem połączony z animowanym, surrealistycznym filmem Harry’ego Smitha „Heaven & Earth Magic” z 1962 roku. Moore to pisarz i scenarzysta komiksowy, ale także okultysta i anarchista, co w kontekście tego projektu miało kluczowe znaczenie – jego monodeklamacjom (których sensu w pełni nie potrafili wyłapać nawet lokalsi) towarzyszyła stonowana gitarowa muzyka w tle, po czym na pierwszy plan wychodziła gra O’Malley’a. Ten cykl powtórzył się trzykrotnie, ze stopniowym przejściem od gry smyczkiem po mocarne, niskie drony w finale. Film przypominał symboliczne animacje Jana Lenicy, leczy był bardziej psychodeliczny. Całość była dość trudna w odbiorze, hermetyczna, ale na tyle ciekawa, że ponieważ zaczęła się z opóźnieniem i trwała dłużej niż zapowiedziano w programie, zrezygnowałem dla niej z Grindermena.

W niedzielę wystąpili również Liars, rozbudowani do kwintetu, którzy jednak mnie nie przekonali. Szamotali się między perkusyjnymi rzeczami a piosenkowym indie i wydali mi się trochę efekciarscy. Swoją psychodelicznym shoegaze nie wciągnęli mnie też brytyjscy The Telescopes, reaktywowany zespół z przełomu lat 1980. i 1990. Ale może ten dzień przekroczył już moje możliwości skupionej percepcji. Tę jednak udało mi się utrzymać na kapitalnym finale festiwalu, jakim był koncert Caribou, chyba najlepszy, jaki widziałem po „Swim”. Zaczęli ostrożnie, ale rozkręcili się prędko, a zamknięcie koncertu, w którym przebojowe Odessa i Sun zdeformowały się w długie, transowe formy, było błyskotliwe.

Ergo, pierwsza edycja londyńskiego IBYM udała się doskonale, czego zresztą można było się spodziewać po programie. Ale w sumie na tym polega urok ATP – połączeniu pewniaków z niespodziankami, specjalnymi projektami, bardzo dobrą organizacją i przyjaznym nastawieniem do uczestnika. Ponieważ ATP zrezygnowało z majowych festiwali w Minehead, można sądzić, że kolejne edycje I’ll Be Your Mirror będą właśnie ich letnią propozycją w najbliższych latach, uzupełniającą grudniowe imprezy nad Zatoką Brystolską. Dla mnie w porządku – mój ulubiony festiwal może mieć dwa wcielenia. Zwłaszcza, gdy w tradycyjnym fotograficznym montażu wykorzystuje tak miłe nam elementy graficzne.

[zdjęcia: Piotr Lewandowski]

Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
Portishead [fot. Piotr Lewandowski]
PJ Harvey [fot. Piotr Lewandowski]
PJ Harvey [fot. Piotr Lewandowski]
PJ Harvey [fot. Piotr Lewandowski]
PJ Harvey [fot. Piotr Lewandowski]
PJ Harvey [fot. Piotr Lewandowski]
PJ Harvey [fot. Piotr Lewandowski]
Godspeed You! Black Emperor [fot. Piotr Lewandowski]
Godspeed You! Black Emperor [fot. Piotr Lewandowski]
Godspeed You! Black Emperor [fot. Piotr Lewandowski]
Godspeed You! Black Emperor [fot. Piotr Lewandowski]
Godspeed You! Black Emperor [fot. Piotr Lewandowski]
Godspeed You! Black Emperor [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
Swans [fot. Piotr Lewandowski]
„Męczeństwo Joanny d’Arc” [fot. Piotr Lewandowski]
„Męczeństwo Joanny d’Arc” [fot. Piotr Lewandowski]
„Męczeństwo Joanny d’Arc” [fot. Piotr Lewandowski]
„Męczeństwo Joanny d’Arc” [fot. Piotr Lewandowski]
„Męczeństwo Joanny d’Arc” [fot. Piotr Lewandowski]
Alan Moore & Stephen O’Malley [fot. Piotr Lewandowski]
Alan Moore & Stephen O’Malley [fot. Piotr Lewandowski]
Alan Moore & Stephen O’Malley [fot. Piotr Lewandowski]
Alan Moore & Stephen O’Malley [fot. Piotr Lewandowski]
Alan Moore & Stephen O’Malley [fot. Piotr Lewandowski]
I’ll Be Your Mirror London curated by Portishead & ATP
  [fot. Piotr Lewandowski]
Doom [fot. Piotr Lewandowski]
Doom [fot. Piotr Lewandowski]
The Books [fot. Piotr Lewandowski]
The Books [fot. Piotr Lewandowski]
The Books [fot. Piotr Lewandowski]
The Books [fot. Piotr Lewandowski]
The Books [fot. Piotr Lewandowski]
BEAK> [fot. Piotr Lewandowski]
BEAK> [fot. Piotr Lewandowski]
BEAK> [fot. Piotr Lewandowski]
Helen Money [fot. Piotr Lewandowski]
Helen Money [fot. Piotr Lewandowski]
Helen Money [fot. Piotr Lewandowski]
The London Snorkelling Team [fot. Piotr Lewandowski]
The London Snorkelling Team [fot. Piotr Lewandowski]
Foot Village [fot. Piotr Lewandowski]
Foot Village [fot. Piotr Lewandowski]
Foot Village [fot. Piotr Lewandowski]
Foot Village [fot. Piotr Lewandowski]
The Telescopes [fot. Piotr Lewandowski]
The Telescopes [fot. Piotr Lewandowski]
The Telescopes [fot. Piotr Lewandowski]
Liars [fot. Piotr Lewandowski]
Liars [fot. Piotr Lewandowski]
Liars [fot. Piotr Lewandowski]
Factory Floor [fot. Piotr Lewandowski]
Factory Floor [fot. Piotr Lewandowski]
Factory Floor [fot. Piotr Lewandowski]
Factory Floor [fot. Piotr Lewandowski]
Caribou [fot. Piotr Lewandowski]
Caribou [fot. Piotr Lewandowski]
Caribou [fot. Piotr Lewandowski]
Caribou [fot. Piotr Lewandowski]
I’ll Be Your Mirror London curated by Portishead & ATP [fot. Ivetta Arczyńska]