polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
WADADA LEO SMITH’S ORGANIC Heart’s Reflection

WADADA LEO SMITH’S ORGANIC
Heart’s Reflection

Organic, największa z obecnie funkcjonujących grup Wadada Leo Smitha (2 gitary, bas, instrument klawiszowy, perkusja, saksofon i laptop – wszystko zdublowane, plus skrzypce i lider na trąbce), personalnie i brzmieniowo wydaje się luźną kontynuacją projektu Yo Miles!, w którym Smith pełnił ważną rolę. Pierwsze, koncertowe nagranie grupy tworzyło drugi dysk na poprzednim, dwupłytowym albumie Smitha „Spiritual Dimensions” (pierwszy dysk należał do Golden Quintet, rozszerzeniu Golden Quartet, z którym Smith wystąpił na WSJD w 2009 roku). Na nowym, studyjnym albumie Organic sam wypełnia dwa dyski, prezentując dwie godziny muzyki. Tym razem w składzie zabrakło dwóch znanych uczestników pierwszej edycji – Nelsa Cline i Okkyung Lee – ale różnice względem „Spiritual Dimensions” leżą w czym innym. Smith jest mistrzem przestrzeni w muzyce, jak sam wyróżnia – poziomej, tworzonej przez następstwa, oraz pionowej, tworzonej przez instrumenty wypełniające soniczne spektrum w danym momencie. Metody stosowane przez siebie też w pozostałych grupach – wielowarstwowej, ewoluującej struktury, w której każdy muzyk jest z jednej strony równoprawną indywidualnością, ale z drugiej elementem większej całości – Smith aplikuje w elektrycznym, jazz-funkowym, chwilami wręcz rockowym środowisku. Faktycznie przywodzącym na myśl Davisa, choć nie tak gęstym.

Tak monstrualny skład siłą rzeczy potrzebuje sporo czasu do rozpoznania i zagospodarowania terytorium poszczególnych utworów, więc utwory na otwarcie i zamknięcie przekraczają 20 minut, a przełażący z pierwszego dysku na drugi The Dhikr of Radiant Hearts jest niemal godzinną suitą. Od niespiesznych, funkujących jammów całego składu przedostajemy się tu w rejony bliższe improv, wypełnione grą w podgrupach i z powrotem w gromadne, zelektryfikowane pasaże. Paradoksalnie, choć brzmienie nawiązuje do uwielbianego przeze mnie okresu twórczości Milesa, wydaje mi się słabą stroną tej płyty. Jest zbyt ugładzone, brakuje mu tej zadziorności obecnej u Milesa, albo przestrzenności obecnej w elektrycznych wcieleniach Golden Quartet/Quintet. Wobec formalnej ambicji tego projektu, przystępność brzmienia aż zaskakuje. W efekcie, dynamiczne jammy zespołowe są trochę miałkie, a sekcje oszczędne, sonorystyczne spowija zbyt miękka mgiełka. Przez dwie godziny trafia się sporo momentów bardzo dobrych, ale jednak „Heart’s Reflection” nie utrzymuje przez cały czas w napięciu i na tle poprzednich albumów Smitha, jest jednak lekkim rozczarowaniem.

[Piotr Lewandowski]