polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
HENRY FLYNT Glissando No. 1

HENRY FLYNT
Glissando No. 1

Ubiegłoroczna, spóźniona o 34 lata, premiera „The Electric Harpsichord” Catherine Christer Hennix była istnym olśnieniem. Zarejestrowany live w Sztokholmie podczas bodajże jedynego wykonania, 25-minutowy utwór na trzy keyboardy Yamahy w stroju naturalnym, będący improwizacją w skali tradycyjnej hinduskiej ragi multani, nawiązuje do muzyki La Monte Younga i Pandita Pran Natha, ale jest czymś więcej. W swej hipnotyzującej zdolności do zawieszania upływu czasu jest wyjątkowy. W towarzyszącym pięknemu wydaniu tamtej płyty eseju, Henry Flint, współpracujący wówczas i jeszcze długo potem z Hennix, argumentuje, że „The Electric Harpsichord” nie był „zwykłym” minimalizmem, ale artefaktem szerszego, filozoficznego konceptu, wręcz nowego porządku, którzy muzykę włączał w szerszy, interdyscyplinarny nurt, nazwany Hallucinogenic Ecstatic Sound Experience,w skrócie HESE. Brzmi to wszystko dziwnie, ale można odnieść wrażenie, że sukces „The Electric Harpsichord” otworzył możliwość prezentacji kolejnych dzieł Flynta i Hennix, z których dwa znajdują się na tej płycie. Zwłaszcza, że wytwórnia Recorded wydała już cztery płyty Flynta z muzyką wyraźnie odmienną, a wcześniej wznawiane wspólne płyty Flynta i Hennix ilustrowały inne epizody ich współpracy (np. „Dharma Warriors” wydane przez Locust, to tragicznie nagrane, psychodeliczne jammy na gitarę i perkusję z 1983 roku).

Glissando No. 1 to natomiast wręcz młodszy brat „The Electric Harpsichord”, który podobnie jak drugi utwór tutaj, Stereo Piano, zostały wraz z „THE” oraz jeszcze jedną kompozycją (Celestial Power) zaprezentowany został przez duet w 1979 roku, podczas wieczoru ustanawiającego HESE – dowód i wyjaśnienia tutaj. Hinduskie skale są Glissando No. 1 wręcz bardziej wyczuwalne niż w „THE”, słyszymy chyba nawet sitar, lub jego bardzo dobrą syntezatorową imitację. Całość pulsuje, rezonuje, rozmiękcza otoczenie przez niemal pół godziny, ale tak halucynogennego oddziaływania jak „THE” nie stwierdzam. Stereo Piano to natomiast utwór akustyczny na dwa fortepiany, topiący wyjściowy drobny temat w fontannach tonów i wydobywających się z czasem górnych składowych harmonicznych, od czasu do czasu punktowanych melodycznym akcentem. I znowu, jest to całkiem niezłe, ale można wskazać bardziej sugestywną realizację podobnej idei, a mianowicie o pięć lat starsze „Strumming Music” Charlemagne Palestine, zwłaszcza w imponującej wersji na fortepian Bösendorfer Imperiale Grand.

Niemniej jednak, „Glissando No. 1” to bardzo ciekawe wydawnictwo i wartościowa kontynuacja, czy też uzupełnienie, dla „The Electric Harpsichord”. Podobno Recorded ma w planach wydanie kolejnego, „ostatecznego” osiągnięcia HESE. Trzymam za to kciuki, bo nawet jeśli „THE” okaże się dziełem niedoścignionym, to dla sprawiedliwości dziejowej trochę uwagi im wszystkim się należy – ostatecznie ponoć przytłoczony krytyką prezentacji nurtu w roku 1979 i kolejnych swych prac, Flynt dał sobie kilka lat później spokój z muzyką na ok. dwie dekady.

[Piotr Lewandowski]