WOR czyli Warszawska Orkiestra Rozrywkowa im. Igora Krenza, w swej pierwszej edycji pod dyr. Marcina Maseckiego objawił (-a) się światu na ubiegłorocznej Malcie. Koncert w Kulturalnej był pierwszym w Warszawie, w nieco zmienionym składzie i jak mniemam, z tym samym programem. Przy pierwszym kontakcie można było odnieść wrażenie, że WOR to taki Profesjonalizm w wersji max. Sam Masecki gra jednak niewiele, sporadycznie, prowadzi orkiestrę przez labirynt kompozycji. Bo podobnie jak Profesjonalizm, WOR to taki labirynt = wystylizowana muzyka żonglująca nawiązaniami i gestami swingu, big bandowego jazzu, pogmatwana w środku i w efekcie pozornie taneczna, a w praktyce nie-taneczna. Poukładana z rozkosznych tematów oraz zabójczych cięć i wolt. Niby rozrywkowa, ale wymagająca uwagi i jednak powtórnego, wielokrotnego kontaktu, w którym pewnie odkryłaby większość kart. Zwłaszcza, że koncert, zagrany praktycznie akustycznie w foyer Cafe/Teatru Dramatycznego, został okrutnie zagłuszony gadaniem publiczności. Nie wzgardziłbym powtórką w bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody albo porządnym nagraniem.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski]