polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
BRIAN ENO / RICK HOLLAND PANIC OF LOOKING

BRIAN ENO / RICK HOLLAND
PANIC OF LOOKING

To jest taka mała, dodatkowa płyta. Ale czasem takie poboczne wydawnictwa mogą więcej opowiedzieć niż długo zapowiadane pełnometrażowe płyty z duża promocją. Ja w ogóle czesto szukam prawdziwej historii danego wykonawcy poprzez bisajdy i różne „previously unreleased“ kawałki. Bywa, że właśnie takie utwory lepiej pokazują szczere efekty, niż te obciążone przymusem sprzedaży i ciśnieniem. Ciekawe też jest, co wykonawcy, lub ich wytwórnie uważają za gorszy produkt, niegodzien miejsca na dużej płycie. Jasne, miewają niezaprzeczalną rację, ale zdarzało się, że takie odrzucone, lub przeznaczone do szybkiego zapomnienia utwory bardziej wpływały na historię i reputację niż całe albumy, wyznaczały nowy kierunek i stawały się kamieniami milowymi. 

Nie do końca znam historię nowej epki, szybko wydanej po ostatnim albumie Briana Eno i Ricka Hollanda „Drums Between The Bells“. Została wydana z okazji festiwalu „Moogfest“, chyba w całości składa się z utworów, które na album nie trafiły, choć powstały na tej samej sesji. I jest to trochę dziwne. Bo to tak jakby najlepszą część zostawiono na boku. A może właśnie ta epka na specjalny festiwal miała być z założenia lepsza? Nie wiem.

Ale tak jak nie byłem w stanie przesłuchać spokojnie w całości „Drums Between…“, chociaż wiele razy próbowałem, tak dobrze mi się słucha tego szesnastominutowego wydawnictwa. Album był pozrywany, próbował połapać zbyt wiele wątków, nie wiadomo dokąd dążył, a już momenty kojarzące się ze słabym smooth-jazzem najzwyczajniej mnie straszyły. Eno potrafi być skromny i minimalistyczny, albo karnawałowy i rozbuchany, na płycie postawił na to drugie, tylko w niezdecydowanym wymiarze. Teksty Hollanda, poety, są na pewno ciekawe i mimo, że Eno odgrażał się, że tą płyta pokaże, co można w dzisiejszych czasach z nagranym poetyckim słowem zrobić, raczej artystycznego sukcesu nie odniósł. Ale nie była to też porażka, bo całe szczęście to co zrobił w ramach projektu z Hollandem dobrego może teraz do nas trafić i przyćmić album. Nawet trochę mobilizuje, aby ponownie podjąć próbę wyłuskania tego co na długim dystansie musi być schowane dobrego. 

Na długim poszukiwał rozwiązań w całej wcześniejszej dyskografii, były i bębny, i gitary, charakterystyczne ambientowe i generatywne przestrzenie, lejące się fortepiany i rzewne melodie, syntetyczne smyki i chyba każdy możliwy rodzaj elektroniki, różnorodnie przetworzone głosy. Na epce pozostał w zasadzie tylko ambient i głos. Jest skromnie, panuje skupienie, możemy faktycznie skoncentrować się na słowie, znaczenia nabiera każdy drobny odgłos, oddech deklamującego. „If These Footsteps“ to jeden z najciekawszych utworów Eno w ostatnich latach, mikro-film dla uszu, trwa 1:09 a dzieje się wiele, oparty jest na ciekawie skonstruowanym groovie, zbudowanym z nagrań terenowych, niskiego, rytmicznie ustawionego odgłosu jakiegoś nieokreślonego instrumentu dętego (puzon? fagot? obój?) i odgłosów ulicznego tłumu, kondensacja. Nie obraziłbym się, gdyby ten kawałek dopełniał ostatnią płytę Eno i Byrne’a „Everything That Happens Will Happen Today“, dodałby tej doskonałej kolaboracji kolejnego, hipnotycznego wymiaru. Jeszcze jeden utwór, z post-gospelowym damskim chórem, „In The Future“, również przywodzi na myśl „Everything…“.

Głosy w każdym z sześciu utworów są opracowane odmiennie, tak żeby oddać jak najlepiej atmosferę tekstu, przestrzeń potrafi się zmienić na moment, subtelnie przełącza się. Skupienie i napięcie panuje cały czas. Ciekaw jestem, jak ta płyta brzmiałaby i jaki przybrałaby kształt, gdyby Eno zdecydował się na pracę tylko i wyłącznie z głosem, bez innych instrumentów. Mogę sobie wyobrazić, że byłoby to coś całkiem niezłego, w słowach Hollanda i sposobie w jaki przekazne są one przez mówiących jest dość muzyki i przestrzeni, żeby zapewnić mocne wrażenia, kto wie, może właśnie to byłoby tym krokiem w przyszlość poezji, który Eno obiecywał osiągnąć? A może już nad tym pracuje? Może będzie mógł to sprzedać światu na jakimś krótkim, fascynującym singlu?

[Wojciech Kucharczyk]