polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Ford and Lopatin Channel Pressure

Ford and Lopatin
Channel Pressure

W czasach, kiedy prawie wszystkie zespoły z lat 1980tych się reaktywowały, w całkiem sensowny sposób nie ubywa młodych wykonawców, którzy swoją twórczość na tamtej szalonej i bardzo efektywnej epoce opierają. Ford & Lopatin to jedni z takich specjalistów. Koneserów?

Wyglądają bardzo zmyłkowo - ich brody pasowałyby bardziej do jakiejś epigońskiej dziwno-folkowej bandy, kraciaste koszule są ostentacyjnie indie-rockowe, ale okazuje się, że historię imidżowego ejtis mają w małym palcu. I to tą dość dziwną. Inspirują się wszelkiej maści drugą i trzecią liga popu, niekoniecznie tego synth. Słychać tutaj soul niebieskich oczu i inne wynalazki. Nawiązania się mnożą, piętrzą, ale obywa się bez bezpośrednich cytatów – najciekawsze są dobrane i zestawione ze sobą charakterystyczne brzmienia i ich zbiory. Matematycznie nacechowane słowo „zbiór” pasuje tutaj szczególnie, bo to taka uporządkowana kolekcja. Czasem poszczególne dźwięki nie nakładają się warstwami, jak zazwyczaj, ale stoją obok siebie, jeden za drugim w precyzyjnie ułożonej kolejności, jak w pieczołowicie zadbanym gabinecie osobliwości. Midi obok sampli, nagrania wysokiej jakości zaraz obok lo-fi.

OK, inspiracje - każdy pewnie wysłyszy coś innego, ale mnie ubawiło, że pojawia się tutaj poblask KajaGooGoo (haha, tak!), Man Without Hats (pamięta ktoś?), Wang Chung (Dance Hall Days?), środkowy Howard Jones, Thompson Twins, co bardziej elektroniczne fragmenty repertuaru Hall & Oates (Ford & Lopatin, czyli Hall & Oates współczesnego indie??), rzadko pojawiające się tu gitary brzmią jak u Nika Kershawa, pikanterii dodają nawiązania do pierwszej ligi - coś jakby mix Avalon Roxy Music z Culture Club. I jeszcze na dokładkę popowa inkarnacja Scritti Politti. A żeby tego wszystkiego było mało – w paru momentach, w jeżący na głowie sposób, stoją na granicy kolizji z italo-disco! Prawdziwa encyklopedia nawiązań. I przymrużeń oka.

Powtórzę - realizacja jest jak najbardziej AD 2011, ale w te wszystkie nowoczesne maszynki i inne ajpady wrzucono całą paletę pięknych lub okrutnych brzmień z epoki. Więc OK. Kończę teraz, poszukam dalej. Jeśli ktoś nie zna wyżej wymienionych zespołów, a słyszał już Forda i Lopatina, niech spróbuje je zbadać, masa zabawy gwarantowana.

ps. Jak wiadomo, alter ego Daniela Lopatina to Oneohtrix Point Never. Też wydał niedawno płytę. „Replica". Też ładna. Też po-ejtisowa. Plastelinowo-abstrakcyjna. Ale tutaj wybrałem taneczne szaleństwo, POP i laboratoryjne poczucie humoru.

[Wojciech Kucharczyk]