polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
GABRIEL ARAUJO wywiad

GABRIEL ARAUJO
wywiad

Gabriela Araujo znaleźliśmy w zasadzie przez przypadek w - co nie dziwne - internecie. Jego albumy nie były do tej pory oficjalnie wydane, a jedynie ukazywały się w postaci załądowanych na serwer plików na kilku blogach. Dopiero na początku 2012 roku, drugi krążek, "Ludismo", który zachwycił nas najbardziej, autor wydał w postaci kilkudziesięciu egzemplarzy własnym sumptem. Elektronika, bossa nova, ambient, noise - Gabriel Araujo łączy w swojej twórczośći i wychodzi mu to na tyle świetnie, że jego ostatni album jest dla nas jednym z najlepszych wydawnictw ubiegłego roku. Zapraszamy do naszej rozmowy z muzykiem.

Znalazłem Twoją muzykę na jednym z blogów, dopiero niedawno płyta "Ludismo" ukazała się na fizycznym nośniku. Oprócz krótkiej notki na twoim myspace, w zasadzie nic o Tobie nie wiadomo. Skąd wziął się Gabriel Araújo?

Urodziłem się w 1984 roku w Campos dos Goytacazes w okolicy Rio de Janeiro. Dorastałem w kilku miastach na południu i południowym-wschodzie. W 1992 roku wróciłem do Campos i wtedy miałem pierwszy kontakt z muzyką, wcześniej tylko w postaci pieśni kościelnych. W 1999 roku kupiłem swoją pierwszą gitarę basową, bardzo tanią, kosztowała równowartość 40 euro. Grałem w zespole rockowym Verena, który potem zmienił nazwę na Mojo. Nagraliśmy epkę, ale potem opuściłem ten skład, bo to co robiliśmy nie było najlepszej jakości - z resztą na krótko po tym zakończyli swoją działalność.

Zacząłem grać sam mniej więcej w okolicy 2007 roku, grając w różnych barach, ale też pracując jako producent. Trzy lata później, kiedy na trasę po Brazylii przyjechali The Scorpions z Niemiec, byłem ich kierowcą. W 2010 roku przeprowadziłem się do João Pessoa w okolicy Paraíba, na północy Brazylii. Uczę w jednej z tutejszych szkół lekcji muzyki, a czasem współpracuję z niektórymi zespołami, zajmując się produkcją muzyczną.

Jak zacząłeś tworzyć muzykę? Podobno zaczynałeś w wieku piętnastu lat?

Tak. Mam wykształcenie muzyczne, ale to nie ono wpłynęło na to, że zacząłem komponować, muzykiem jest się właściwie przez całe życie. Zawsze lubiłem słuchać muzyki i w liceum utrzymywałem kontakt z masą niezależnych kapel w moim rodzinnym mieście. Postanowiłem że będę grać na basie, ale na początku byłem bardzo leniwym muzykiem. Wiesz, panowało we mnie to przekonanie, że wielcy muzycy rzucali szkołę i wszystko inne, żeby poświęcić się na rzecz muzyki. Ale na szczęście ta myśl szybko minęła i zacząłem koncentrować się na procesie nauki, interesując się muzyką dogłębniej, poznając nowych kompozytorów, producentów, zespoły czy ścieżki dźwiękowe.

Na początku grałeś w kilku rockowych kapelach, ale potem zacząłeś działalność solową, o bardziej eksperymentalnym charakterze.

W 2005 roku nigdzie nie grałem, ale szukałem ciekawej muzyki i wtedy zupełnie przypadkowo trafiłem na twórczość Nicka Drake'a, która bardzo mi się spodobała. Pomysł na granie tylko na akustycznej gitarze był świetny. To spowodowało, że zacząłem tęsknić za grą w zespole. Ale jego muzyka wpłynęła na to, że zacząłem szukać kolejnych twórców - wróciłem do nagrań Portishead, Massive Attack, a potem bardziej elektronicznych rzeczy Radiohead, R.E.M., Mike'a Millsa, Air czy Kraftwerk.

W między czasie mój przyjaciel, Daniel Azeredo, zaprosił mnie do stworzenia ścieżki dźwiękowej do filmu, który robił na uniwersytecie. Nie był to doskonały obraz, ale po nim zaczałem szukać innych ścieżek dźwiękowych, ilustrujących filmy. Trafiłem m.in. na Brian Eno, Michaela Nymana, Ennio Moricone, Danny'ego Elfmana, Phillipa Glassa, Yann'a Tiersena, Jona Briona i Antonio Pinte.

Mój inny przyjaciel, Bruno Borges (www.oit8doi2.com), który robi okładki do moich płyt, stwierdził że powinienem nagrać epkę. Zacząłem więc szukać muzycznej równowagi między techniką, moimi umiejętnościami, tematami, warstwami dźwięku, studiem czy umiejętnościami nagrywania.

"Ludismo" w porównaniu z Twoimi wcześniejszymi nagraniami jest bardziej rozbudowane, pełniejsze, pojawia się tam też bardziej zróżnicowane instrumentarium, nie tylko akustyczne ale też elektroniczne.

Tak, chciałbym tylko wspomnieć, że „Dia de vento” to piosenka, którą wydałem na epce z kilkoma innymi nagraniami. Mój debiutancki album jest zatytułowany po prostu "Gabriel Araújo". Kiedy go nagrywałem, dopiero uczyłem się procesu rejestracji dźwięku, a poza tym znalazło się na nim wiele piosenek, które powstały już dawno temu. To wiązało się też z okresem mojego życia, kiedy nie do końca wiedziałem, co chcę ze sobą zrobić. "Ludismo" to coś innego, jestem na nim bardziej pewny siebie, nabrałem nowych umiejętności, nowych koncepcji, aranżacji i pomysłów na siebie. Byłem na nim bardziej ciekawy i poszukujący. Może to jest ta różnica - pierwszy album był spojrzeniem w przeszłość, a "Ludismo" to zapytanie "co dzieje się teraz?".

Na ile tytuł odnosi się do terminu luddyzmu, angielskiego ruchu społecznego z początku rewolucji przemysłowej. Czy to tylko moja nadinterpretacja?

Na początku to była gra słów. W języku portugalskim, słowo „lúdico” ma mnóstwo znaczeń, jak wspólna gra dzieci albo jakieś naiwne gierki. Ale w bardziej uniwersalnym znaczeniu to określenie przestrzeni do opowiadania historii, o to mi chodziło. Dodałem końcówkę "ismo", dlatego że często przez ten sufiks terminy nabierają charakteru religijnego. W języku portugalskim rozwija to formę z np. Catolic = Catolicismo, Christian = Cristianismo, Islam = Islamismo. Więc chciałem z tej przestrzeni Ludico zrobić coś podobnego i tak zatytułowałem płytę.

W trakcie sesji, dotarło do mnie drugie znaczenie tego słowa, o którym wspomniałeś i zacząłem się obawiać, że ono przysłoni przesłanie mojej płyty. Ale kiedy przeczytałem o brytyjskiej rewolucji przemysłowej, i pułkowniku Ludd, pasowało to doskonale. Konkretnie chodzi mi o jedną z historii, kiedy pracownicy pod jego wodzą chodzili od miasta do miasta śpiewając piosenki, w momencie znajdywanie kolejnych maszyn. Gdy do nich docierali, patrzeli na nie jak na potwory, z którymi trzeba walczyć z nienawiścią jak z diabłem.

Na "Ludismo" wykorzystujesz wiele instrumentów - gitary, elektronikę, klawisze. Proces rejestracji tego materiału musiał być więc bardziej skomplikowany niż poprzednie nagrania. Wszystko zrobiłeś sam?

Tak, wykorzystałem dużo oprogramowania, kontrolowanego przez klawiaturę MIDI. Korzystałem też z gitar akustycznych, elektrycznych basów, ale też regionalnej odmiany portugalskiej gitary, viola caipira, która ma dziesięć strun. Co najważniejsze, żaden z tych instrumentów nie był drogi - nie pochodzę z bogatej rodziny, więc kupiłem je za zaoszczędzone pieniądze. Ale nie zrozum mnie źle - nie chciałem brzmieć tanio lub biednie - chciałem żeby jakość brzmienia była dobra.

Na Twoim profilu na facebooku umieściłeś kolaż, na którym obok Ciebie jest Cedric Bixala z The Mars Volta. Wyglądasz bardzo podobnie do Omara Rodriguesa Lopeza, którego tam zastępujesz.

Tak! Oni są niesamowici, prawda? Dwie pierwsze płyty The Mars Volta miały na mnie duży wpływ. Lubię siłę ich utworów, prędkość, melodie, to w jaki sposób wprowadzają efekty albo dodają klawisze. Ale to był tylko żart - wiesz, chciałem poderwać dziewczyny, ale finalnie nic z tego nie wyszło.

Zgadzam się co do ich dwóch pierwszych płyt, one były zdecydowanie najlepsze. Ale w Twojej muzyce czasem słychać echa ich twórczości - psychodelię, freejazowe odloty czy gęste struktury.

Moim zdaniem są genialni. Łączą razem tyle wpływów i stylistyk - od latynoskiego jazzu, przez rock, bepop, hardcore'owe bity, stare brzmienia i nowe idee. Myślę, że są bardzo odważnymi twórcami i bardzo wierzę w ich muzyczny język, który jest inspirujący. Innym zjawiskiem w ich muzyce jest cały koncept i pomysły na zasadzie których ją budują - są zaskakujące i ciekawe, bardzo często pozbawione klisz.

A jakich brazylijskich artystów lubisz najbardziej? Jesteś wyznawcą Caetano Veloso czy raczej Sepultury?

(śmiech) Brazylia ma masę ciekawych twórców. W João Pessoa, gdzie mieszkam, jest ich wielu. W Brazylii muzyka wciąż się zmienia - mam na myśli to, że ciągle mamy mainstream i bardziej niezależne rzeczy. Ale coraz częściej coraz więcej niezaleznych artystów, nagrywa świetne płyty, któe brzmią doskonale. Lobão jest świetnym rockamen, Ubella Preta to wspaniały eksperymentalny afrobear, Nana Vasconcelos to niesamowity perkusista. A oprócz nich jest jeszcze cała masa twórców: Uakiti, Hermeto Paschoal, Baden Powel, Burro Morto, Kassin, Chico Cesar, Lenine, São Paulo Underground, Nação Zumbi, Cibele, Arrigo Barnabé, Luiz Tatit, Cordel do Fogo Encantado, Cidadão Instigado, Tom Zé, Mundo Livre S.A., El Efecto, Baluarte, Cabruera, Simone Sou, Vejo Você Conversando Comigo, Yamandu Costa, Juliano Gauche, Elomar, Junior Barreto, Eduardo Dusek, Baluarte.

Muzyka brazylijska kojarzy mi się nieodłącznie z nurtem naturalismo. utożsamiasz się z nim?

Pod względem filizofii? Nie sądzę. Zarówno naturalismo jak i realismo są ruchami, które mnie ciekawią i w pewnym sensie pociągają. Ale nie powiedziałbym, że wcielam je jakoś w życie czy mają na mnie duży wpływ. Moja muzyka nie jest planowana czy dopasowana, wszystko powstaje naturalnie.

[Jakub Knera]