Trójmiejskie trio Bubble Chamber zrobiło dość radykalny krok, swój pierwszy mini-album wydając w postaci płyty koncertowej. Z drugiej strony to posunięcie zrozumiałe, bo skoro zespół swoją siłę najlepiej objawia w odsłonie scenicznej, dlaczego by nie pójść tym krokiem i nie utrwalać występów w formie nagrań na żywo?. „Live at SFINKS 700” to pięć kawałków, ale i wystarczająco, żeby Bubble Chamber przekonało mnie, że nie jest to jedynie kolejna kapela, która ma ochotę „grać elektronikę na żywo”. Fuzja dubstepu i drum'n'bassu, wykonana przy użyciu trzech źródeł perkusja-bas-laptop to w tym wypadku o wiele ciekawsza propozycja niż jedynie rozwinięcie muzyki laptopowej do gry na „żywych” instrumentach.
Bubble Chamber z jednej strony przemyca elektroniczną mroczną atmosferę, ale z drugiej łączy w sobie sceniczne dokonania elektronicznych i okołojazzowych składów. Prym wiedzie bas Michała Góreckiego i nieoczywista, czasem trochę połamana perkusja Jacka Prosińskiego, do których dochodzi masa elektronicznych sampli z laptopa. Nie jest to muzyka mechaniczna, precyzyjnie dopracowana, bo chociaż w przeważającej mierze trio pędzi jak sprawna i dobrze naoliwiona maszyna, to w wielu momentach pozwala sobie na rozimprowizowane i swobodne wycieczki, wydłużając czas trwania kompozycji, ale nadajac im przez to barwnego kolorytu. Poza tym nie ma tutaj rockowych zapożyczeń, jak czyni wiele współczesnych pseudo-dubstepowych koncertowych składów. Bubble Chamber mozolnie buduje swoje kompozycje, niejako odbierajac im przebojowość, ale w efekcie zyskując na przemyślanej i spójnej formule. Czekam na więcej.
[Jakub Knera]