polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
KEITH FULLERTON WHITMAN Generators

KEITH FULLERTON WHITMAN
Generators

Na wydanej przez Editions Mego płycie Whitmana znajdują się dwie wersje generatorów, zarejestrowane na dwóch koncertach we wrześniu 2010 roku. Przed nimi powstało ponoć kilkanaście, po nich zapewne drugie tyle, bo w deklarację, że to ostateczne wersje, jakoś nie wierzę. Zwłaszcza, że są one diametralnie różne, więc koncepcja ostateczności jest tu szczególnie wątpliwa. Oparte o zawiłe, sekwencyjnie skonstruowane systemy analogowo-cyfrowe utwory Whitmana skupiają w soczewce walory ponadczasowo potraktowanej muzyki elektronicznej. Z jednej strony jest ona pochodną systemu połączonych modułów, przetworników i urządzeń (oraz kolejności ich połączenia), a z drugiej jest kompletnie nieprzewidywalna, gdyż liczba elementów nią sterujących jest olbrzymia a rola poszczególnych z nich nie do końca określona.
Pierwsze nagranie, zadedykowane Eliane Radigue, to najbardziej urokliwa rzecz Whitmana, jaką miałem okazję słyszeć. Ze stonowanych dronów stopniowo wynurzają się migoczące pulsy, krystaliczne fontanny elektronicznych iskierek, pełne analogowej miękkości i zaskakującego, organicznego ciepła. Nawiązująca do minimalizmu forma wydaje się wręcz takim reichowskim procesem na jednego człowieka i jego maszyny, zdeterminowaną przez początek, zmierzającą do koniecznego finału, ale jednak zaskakującą i piękną. Drugie nagranie jest bardziej szorstkie, wychodzi od chrobotania, przechodzi przez dysonanse, zgrzyty i zagięcia ledwo obecnego rytmu, z kulminacją bliską intensywnym kolażom „Disingenuity/Disgenuousness”, a zarazem nawiązującą do tematu rozpoczynającego pierwszy utwór. Na tle tamtego wydawnictwa ten album jest zresztą trochę bardziej przystępny. Ale to detal, bo podstawowy walor muzyki Whitmana na „Generators” jest ten sam – wyjątkowe połączenie muzykalności i brzmieniowej innowacyjności jego eksperymentów.

[Piotr Lewandowski]