polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
PURITY RING Shrines

PURITY RING
Shrines

Nie sposób pisać o Purity Ring bez słów kilku odnośnie sposobów promocji i konsumowania przez nas muzyki w dobie Web 3.0. Tajemniczy singiel wrzucony do sieci na początku 2011. Potem kolejne, występy na branżowych showcase’ach w końcu kontrakt z 4AD i pełnoprawny debiut.

Dlaczego Purity Ring? Oprócz faktu, że sieć ma przecież karmić nas w trybie ciągłym nowością, a przez kolejne empetrójki dokonujemy nieprzerwanej samo aktualizacji? Zaryzykuję tezę, że muzyka broni się w tym wypadku sama.

Półtora roku po tym jak Ungirthed wstrząsnął blogosferą wraz ze Shrines otrzymujemy właściwie 10 wariacji na jego temat. Co w tym wypadku wcale nie jest zarzutem. W masowej wyobraźni nie pojawił się zespół o tak wyraźnie oznaczonym brzmieniu od czasów bodajże the xx. Notka prasowa dołączana do płyty informuje nas, że Purity Ring to wypadkowa R&B z lat 90-tych, dream-popu i klubowego spektrum hip-hopu. Dalej czytamy o pociętych zacinających się bitach, rozedrganych syntezatorach i eteryczno-ekstatycznym głosie wokalistki. W warstwie technicznej wszystko się zgadza. Można tu wrzucić jeszcze echa witch-house’u, drum kit żywcem wyjęty z Rolanda TR-808, kojarzony powszechnie z dirty south, purple’owym krańcem dubstepu, a obecnie z trapem. Ale i to nie jest ważne. Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi odniesieniami czai się coś rzadkiego – radość ze słuchania.

Klimat nagrań wysyłał co bardziej uduchowionych recenzentów na wilgotne łąki czy w morskie otchłanie i rzeczywiście, mamy do czynienia na Shrines z nutą niepokoju, niesamowitości i dziwności. Syntezatorowe presety zatrzymane na banku chórów oraz zwolnione sample wokalowe to wydatna część brzmienia duetu. Do tego dodajmy momentami abstrakcyjne, momentami makabryczne teksty Megan James, a sami zaczniemy dostrzegać macki po zamknięciu oczu.

Shrines jest płytą bardzo konsekwentną, a brzmienie wypracowane na pierwszym singlu błyskawicznie rozpoznawalne. Żonglerka wpływami debata o aktualności tej muzyki znikają w obliczu jej faktycznej t r e ś c i. Treści na tyle charakterystycznej, że nie ma sensu rozpatrywać jej pod kątem poszczególnych utworów, choć większość z nich broni się doskonale jako single. Purity Ring stworzyli muzyczny pejzaż tak idiosynkratyczny, że gościnny udział wokalny Isaaca Emmanuela z Young Magic w Grandloves wydaje się bezczeszczeniem jednej z tytułowych kapliczek.

Shrines to debiut koherentny, zdecydowany, bez większych potknięć, zespół o wyraźnym image’u - marzenie wydawcy. Płyta, którą po odkopaniu z warstwy hyperlinków, wrzutów na walla, odniesień do mikrotrendów tego, poprzedniego i przyszłego sezonu, słucha się z najzwyczajniejszym zaangażowaniem i przyjemnością – marzenie słuchacza.

[Paweł Trzciński]