polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

Wilhelm Bras
Kronika | Bytom | 09.02.13

Zapętlony, zwielokrotniony, metaliczny, wysoki ton tworzy mozaikę melodii. W tle odzywa się wyciszony beat – jakby powstały w wyniku psucia głośników, pęknięcia membrany, przepalenia kabla. Jednak nie – powtarza się, jest kontrolowany przez artystę, raz technozrytmizowany w sposób stały, innym razem: przełamany, arytmiczny, glitchowy, nieoczywisty. Przechodzimy przez sekwencję kontrolowanej improwizacji szumów i trzasków, wyciszenie, beat, wraca digitalna melodia, pojawiają się nowe wątki, kolejna modulowana i filtrowana pętla dźwięku. W tle łomot. Zdziwienie, euforia, przeżycie. Tak mniej więcej wyglądał set nowego muzyka w stajni Mik Musik.

To nie jest żadne IDM, ani Chemical Brothers, jak sugerował jeden z odbiorców. To czystej wody eksperyment z użyciem syntezatorów modularnych (trzy źródła dźwięku) i sekwencera. Wilhelm Bras płynnie porusza się w przestrzeni analogowych, elektryczno-elektronicznych brudów, zgrzytów, stuknięć i trzasków. Nie ogranicza go konwencja. Tworzy elektroniczny noise pod techno-beat obok niby-usterek, charczeń sprzętu, które de facto są anemicznym rytmem trzymającym kompozycje w ryzach. Spory rozstrzał brzmieniowy (niskie, średnie, wysokie tony i to co poza i pomiędzy), stylistyczny i emocjonalny (wątki taneczne, psychodeliczne, uspokajające i drażniące). Można by powiedzieć: górnośląski Keith Fullerton Whtiman, zostawmy jednak artyście miejsce na stworzenie autonomicznej formy wyrazu, tym bardziej że zbieżne są tylko środki – syntezator modularny. Efekt finalny (na płycie oraz koncertowa odsłona) jest pełniejszy, niż u amerykańskiego muzyka, bardziej beatowy. Bras operuje bardziej na przesterach, nierównych, nicowanych i modulowanych brzmieniach osadzonych w rytmie lub innej, wyraźnie wyczuwalnej i kontrolowanej przez muzyka strukturze. Koncertowy Whitman to większy chaos, a płyty operują nałożonymi na siebie wysokimi i średnimi tonami, które są mniej przetworzone. Ten sam instrument, inny sposób kompozycji i forma ekspresji.

Pięć minut przed zakończeniem setu przeszło mi przez myśl: może przesadzi? Pora kończyć? Bras wykazał się idealnym wyczuciem: nie pozostawił uczucia niedosytu, ale też nie przesycił nas swoją nieoczywistą i przecież niełatwą (dzięki temu: charakterystyczną i przejmującą) muzyką.

[zdjęcia: Łukasz Folda]

Wilhelm Bras [fot. Łukasz Folda]
Wilhelm Bras [fot. Łukasz Folda]
Wilhelm Bras [fot. Łukasz Folda]
Wilhelm Bras [fot. Łukasz Folda]
Wilhelm Bras [fot. Łukasz Folda]
Wilhelm Bras [fot. Łukasz Folda]