polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MICACHU AND THE SHAPES Never

MICACHU AND THE SHAPES
Never

Podczas niedawnych Europejskich Targów Muzycznych miałem okazję prezentować międzynarodowej grupce przedstawicieli branży wyszperane przeze mnie z różnych zakamarków rodzimej sceny „single”. Wśród gości znalazł się m.in. Paul Jones – A&R Rough Trade, odpowiedzialny za podpisanie przez wytwórnię kontraktu m.in. z Micachu and The Shapes. Kiedy z angolskim zblazowaniem kręcił nosem na „Się Żegnaj” Piernikowskiego, najpierw obruszyłem się, ale zaraz potem pomyślałem sobie, że facet ma prawo do ostrożności. Po ekstatycznym przyjęciu Jewellery, debiutu Micachu i spółki wyprodukowanego przez jednego z pierwszych fanów, Matthews Herberta i pozostającej jedną z najbardziej zagadkowych płyt popu XXI wieku, słuch po zespole właściwie zaginął. Ciężko było dokopać się do informacji o Chopped & Screwed – zapisu koncertu z London Sinfoniettą zagranego przy użyciu instrumentów własnego wynalazku. W międzyczasie Mica popełniła także kolejny grime’owy mixtape, tym razem wspólnie ze znajdującym się obecnie na fali wznoszącej Kwesem. Poza tym, jako klasycznie szkolona kompozytorka, została rezydentką londyńskiego Southbank Centre. Ze swoimi obecnie 25 latami na karku jest najmłodszą osobą wyróżnioną w ten sposób. I trudno się dziwić rezerwie Jonesa – Never także nie zagości na listach najlepszych płyt roku. Hermetyczna sztuka Micy Levy nie przeprasza, nie bierze jeńców i przynosi satysfakcję tylko bardzo wytrwałym.

W popkulturze na próżno szukać elementów odbijających twórczość M.A.T.H.E.S. Jedna z recenzji określiła Never jako młodszą siostrę M.I.A. i zdaje się, że odrzucona przez publiczność /\/\ /\ Y /\ rzeczywiście plasuje się po tej samej stronie szaleństwa. Ale to co dla podopiecznej Jaya-Z jest wpadką, szybko zakopaną imprezowym Vicky Leekx, dla Micachu jest budulcem i metodą. No i M.I.A. nie nakręciła chałupniczych teledysków do wszystkich piosenek z płyty.

Po takiej sesji nie staniemy się mądrzejsi o to, co właściwie dzieje się w głowie Micy. I choć Micachu zdaje się być niewzruszenie pewna swoich racji i poczynań wciąż zaskakuje. Być może ze swoją idiosynkratyczną wizją muzyki tanecznej zostanie przyjęta przez szerszą, klubowa publiczność, w której kontekście świeżość i innowacja to podstawowe zalety. Jest to bardzo prawdopodobne o czym świadczy tegoroczny dj-set, złożony wyłącznie z własnych produkcji, który rozpalił londyński Boiler Room. O ile Micachu zechce gdziekolwiek pasować. Czego piszący te słowa zresztą niekoniecznie jej życzy.

[Paweł Trzciński]