polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Karl Bartos Off The Record

Karl Bartos
Off The Record

Są zespoły, których wkład w rozwój muzyki jest bezsprzeczny. Kraftwerk, to jeden z tych którym się ta niezwykle trudna sztuka udała. Bez nich nie powstałoby wiele istotnych dla ostatnich kilku dekad stylistyk i estetyk.
Są także zespoły, które są dobre tylko wtedy kiedy są zespołami, kiedy są sumą osobowości.
Kraftwerku tak nigdy nie odbierałem, pewnie z powodu ich robotycznego imidżu, który świadczył o tym, że są raczej zaprogramowaną przez jakiegoś demiurga maszyną, gdzie ich osobowość jest na wstępie kolektywna, są jednym wielkim, świetnie naoliwionym ludzkim komputerem.
Czasem się okazuje, że nieliczni muzycy w karierze solowej są w stanie rozwinąć z powodzeniem wątki z pracy zespołowej, zdarza się, że nawet ją przeskoczyć, stworzyć rzeczy lepsze i bardziej ponadczasowe niż ich macierzysta formacja. Niestety częstsze są te przypadki, kiedy muzyk ze znanego, wielkiego zespołu sam nie potrafi z powodzeniem kontynuować wartości macierzystej formacji, niejednokrotnie dzieje się to nawet do takiego stopnia, iż nie chce się wierzyć, że kiedykolwiek rzeczony muzyk mógł w jakimkolwiek wielkim zespole grać, współtworzyć go, być tam.

Karl Bartos uczestniczył w nagraniu klasycznych płyt Die Mensch-Maschine i Computerwelt, które ma w swojej kolekcji każdy poważny muzyk zajmujący się eoektroniką. No bo jak inaczej! Więc ma zasługi ogromne już przez sam fakt, ta muzyka cały czas oddziałuje, każde kolejne pokolenie z zachwytem ją odkrywa na nowo.
Ale solowe dokonania Pana Bartosa niestety nie mają ani procenta tego ciężaru gatunkowego. Są raczej próbą nawiązania do wielkości, mniej lub bardziej udaną. Na nowym albumie jednak dosięgają już pułapu autoparodii. W sumie co tu więcej pisać. Gdyby zrobił to jakiś młody zespół, to może by to było nawet zabawne, ale kiedy coś tak miałkiego i pretensjonalnego proponuje sam prawdziwy pionier, to fanom nie jest do śmiechu. No chyba że ci odważniejsi mogą się ewentualnie pośmiać z niektórych kulawych rozwiązań („The Binary Code“? no sorrrrrry!).

Tytuły zapowiadają wielkie tematy, wgląd w kondycję obecnego świata. Ale niestety muzyk na początku pracy chyba nie wglądnął wystarczająco głeboko w stan swojej własnej kondycji. Kraftwerk takich kompozycji nie zamieściliby nawet na stronie D małopromowanego singla.
Dobrze ten album charakteryzuje kawałek „Without a Trace of Emotion“? Może na utworze „Silence“ powinna się ta płyta skończyć. A może trzeba było dać to wyprodukować Uwe Atomowi, bo on wie doskonale, jak kraftwerkowe retro-futuro-teorie apdejtować do naszych cyfrowych czasów kolektywnej świadomości i zrobić to lekko, bez naburmuszenia, z humorem i sensem.
Szkoda, że tak się nie stało.

Koledzy z Kraftwerk przynajmniej potrafią odcinać kupony, wiedzą też, jak zrobić efektywne, również artystycznie show. Są świetnymi biznesmenami. I niech im ich ueberdemiurg łaskawym będzie. Pan Bartos niestety nie zdążył na ten trans-world express.

[Wojciech Kucharczyk]