polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious

Soundrive Festival 2013
Gdańsk | 16-18.08.13

Mimo, że Soundrive Fest odbył się po raz drugi (w ubiegłym roku jego jednodniowa odsłona miała miejsce w gdyńskim Parku Kolibki) to de facto tegoroczną edycję należy uznać za faktyczny debiut tej imprezy. Gdańsk przez długi czas nie mógł doczekać się festiwalu muzyki alternatywnej z prawdziwego zdarzenia - niekomercyjnej, w opozycji do bezpłatnych festynów, ze spójnym i przemyślanym programem. Soundrive wydaje się doskonale spełniać te kryteria, a jako impreza raczkująca ma pełen potencjał na rozwój w dobrym kierunku przez najbliższe kilka lat. 

Wydarzenie trwa trzy dni, odbywa się w nowootwartym klubie B90 na terenach postoczniowych, pojemnościowo i wizualnie bliskie hamburskiemu Kampnagel czy kolońskiemu E-Werk. Poza dużą salą będąca w stanie pomieścić niemal 2 tys. osób, klub ma także mniejszą, bardziej kameralną przestrzeń na kilkaset osób. Bliskie położenie w stosunku do centrum miasta i komunikacji bez wątpienia są jego kolejnym atutem.

Na Soundrive najlepiej sprawdziła się muzyka żywa, brzmiąca bardzo fizycznie, gęsto i potężnie. Do takich wystepów z pewnością należy zaliczyć koncert The Janitors i The Experimental Tropic Blues Band. Ci pierwsi zaprezentowali zestaw gęstych, gitarowych riffów, utrzymanych w rozwijających się, trochę krautrockowych strukturach. Wrażenie niesamowite, trochę psychodeliczne, jeden z najmocniejszych punktów festiwalu. The Experimental Tropic Blues Band zagrali bardziej klasycznie – ich spojrzenie na rock’n’roll miało dużą dawkę mocy i sporą dozę ironii. Technicznie byli doskonali, konferansjerkę też mieli świetną – zarówno wtedy gdy wokalista kapeli wypił na raz pół butelki whisky aby potem bez problemów wyginać się przy swoim instrumencie jak i wtedy, gdy wtyczką kabla od gitary sprawdzał dźwiękowe sprzężenia powstające przy dotykaniu nią publiczności.

Najmocniejszy i najbardziej energetyczny koncert wszystkich trzech dni dał Turbowolf. Było do bólu hardrockowo, momentami trochę groteskowo. Muzyka brzmiała potężnie, wyraziście i mocno, ale fakt że Chris Georgiadis bardziej przypominał młodszego brata lidera Gogol Bordello niż typowego metalowca, wpłynął na to że ich koncert zyskał więcej wdzięku i energii. Energicznie i potężnie zagrali Esben and the Witch, którzy zagrali intensywny post-rockowy set z domieszką mrocznych, dobrze dawkowanych brzmień.

Świetnie wypadł 2:54 - doskonałe nagłośnienie, czystość dźwięku, perfekcyjne odtworzenie klimatu płyty. Zespół bardzo zgrany zaprezentował się z bardzo równym setem. Okazuje się jednak iż Colette Thurlow zdecydowanie lepiej prezentuje swoje wokalne walory gdy odkładała gitarę, zaś utwory „You’re Early” oraz „Scarlet” to highlighty nie tylko samego koncertu, ale i całego piątkowego dnia festiwalowego. Nie najlepszym pomysłem było przesunięcie go na godzinę 19.30 przez co jeden z najlepszych występów na całym feście wiele osób nie było w stanie zobaczyć.

Zdecydowanie najbardziej obytym scenicznie artystą na całym feście był Connan Mockasin. Doświadczenie płynące z wspólnych tras choćby z Radiohead czy Warpaint wniosło sporo luzu i pewności w secie pełnym doskonale zrównoważonego popu oraz psychodelii. Występ w klimacie definiowanym kolorami tęczy pretenduje do najciekawszego, a z całą pewnością najbardziej abstrakcyjnego koncertu całego weekendu. Doskonały wokal i bardzo dobre urozmaicenie pierwszego, mocno zdominowanego gitarami dnia.

Obok Mockasina zwłaszcza na tle wcześniejszych gitarowych zespołów dość egzotycznie i na plus wypadło Rainbow Arabia. Idealni by zakończyć pierwszy dzień festiwalowy. Występ zelektryzował tańczącą publikę angażując reszty sił jakie zostały w uczestnikach pierwszego dnia. Najwięcej uwagi skupiała oczywiście wyginająca i wijająca się po scenie Tiffany Preston. Było bardzo tanecznie, chociaż momentami łudząco podobnie do chociażby Gang Gang Dance. Zapraszanie większej liczby zespołów z nurtów muzycznych nie związanych bezpośrednio z muzyką gitarową może okazać się w przyszłości sukcesem festiwalu. Udowodniły to bardzo dobre występy Still Corners – rozmarzony wokal Tessy Murray wzniósł publikę ponad szczyty przepięknych stoczniowych żurawi otaczających klub B90. Było bardzo baśniowo. Występ londyńczyków doskonale wpisał się w idealną definicję współczesnego dreampopu. Świetnie sprawdzili się również Svper. Hiszpanie zaprezentowali rozwijającą się, pomysłową, trochę krautrockową elektronikę z ujmującymi wokalizami i mieniącymi się syntezatorami.

Przeciętnie wypadła headlinerka ostatniego dnia imprezy, iamamiwhoami. Nastrój i klimat udało się jej zbudować, ale finalnie był to najwyżej poprawny i mdławy występ. Sporo elektroniki, żywa perkusja, ciekawy śpiew (czasem bliski dokonaniom The Knife) i trochę kiczowata choreografia sprawiły, że do wyżej wymienionych zespołów było jej dosyć daleko i był to zdecydowanie słabszy punkt imprezy.

Nienajlepiej wypadli Girls Names. Był to chyba jedyny występ gdzie za słabo na głównej scenie brzmiał dźwięk gitar, co w przypadku tego zespołu stanowiło punkt wyjścia. Podobnie jak na Off Festival kiepsko zaprezentowali się The Soft Moon. Muzyczna duchota, za głośny bas, spora przewidywalność oraz monotonność, do tego problemy techniczne. Szkoda też że najbardziej ambitnie zapowiadający się w tym dniu Holograms zagrali tego wieczoru na małej scenie. Jak na przedstawiciela sceny post punk brzmieli zbyt cicho, przez co energia ich muzyki uległa stłamszeniu.

Z polskich akcentów najlepiej sprawdzili się Enchanted Hunters. Akustyczne gitary zamienione na elektryczne wychodzą im na dobre – grupa zyskuje na brzmieniu, odświeża swoje utwory i nabywa dream-popowego posmaku dzięki wodniście brzmiącej gitarze Patryka Zielniewicza. Świetnie w roli towarzyszącej, a momentami wysuwającej się na pierwszy plan wokalistki sprawdza się Magdalena Gajdzica. To wszystko dobrze rokuje na kolejną płytę. Sporym zawodem okazała się za to Izes – o ile jej pierwsza płyta „Emotional Risk“ brzmiała świeżo i oryginalnie, łącząc freejazowe rozedrganie z rockową ekspresją i zróżnicowanym wokalem liderki, o tyle teraz mieliśmy do czynienia z zespołem stricte rockowym. Muzyka była przez to z pewnością bardziej przyswajalna, ale przez to także bardziej pospoilta i zbyt często niestety mdła. Dosyć niefortunne zakończenie dnia w porównaniu do piątku i soboty.

Plusami festiwalu są bardzo dobra akustyka, klimat miejsca jak i obszaru na którym się znajduje. Na pochwałę zasługuje bardzo sprawna obsługa gastronomiczna, czystość miejsca. Soundrive jako impreza początkująca, zaprezentował spójny i przemyślany zestaw artystów. Ciężko dopatrzeć się tu gwiazd alternatywy i z pewnością 2-3 takie nazwiska przyciągnęły by więcej widzów, zwłaszcza w sezonie festiwalowym. Z drugiej strony Soundrive nie koncentruje się na wyhajpowanych przez polskie i zagraniczne serwisy kapelach. To, w dobie coraz bardziej chaotycznie organizowanych festiwali, w których pojęcie kuratorstwa ulega coraz większemu zamazaniu, działa na plus. 
Warto przemyśleć czy koncerty nie powinny odbywać się na obu scenach w miarę możliwości na przemian. Ich równoległy start ma sens gdy dopisuje wysoka frekwencja. Podczas tegorocznej odsłony imprezy niektóre koncerty świeciły pustkami na co z pewnością wpłynął fakt, że za ścianą grała druga kapela. Lepiej można było rozłożyć akcenty jeśli chodzi atrakcyjność zaproszonych artystów – najbardziej nasycony pioątek wygrał z sobotą i niedzielą, pełniącą bardziej funkcję dodatku do imprezy.

Sporym niedociągnięciem był brak jednodniowych biletów, dzięki nim frekwencja z pewnością by wzrosła. Łyżka dziegciu należy się setom dj'skim na zewnątrz klubu w miasteczku festiwalowym - warto przemyśleć także ich program. Sety z przekrojem od Roya Orbisona przez Nirvanę po Rage Against the Machine, zmiksowane w dyskotekowej estetyce brzmiały nie raz koszmarnie i przypadkowo. Lepiej byłoby zaprosić dj'ów, wartych wpisania w festiwalowy program, który dzięki temu by zyskał. Wartym rozważenia jest termin Soundrive – obecnie stoi między Offem a Nową Muzyką, w środku festiwalowego sezonu wakacyjnego, co zdecydowanie osłabia jego frekwencję.

Muzyczna świadomość organizatorów, przemyślany system płatności, sprzedaży biletów przez stronę festiwalu, pokazuje że Soundrive to impreza z wizją, w fantastycznej przestrzeni i z sensownie wypracowanym programem. Wkrótce może rywalizować z innymi letnimi festiwalami muzyki alternatywnej w całej Polsce, a może i Europie. W dobie przemęczenia festiwalową formułą i supermarketyzacją letnich imprez, festiwal ten wnosi świeżość, której Gdańskowi zdecydowanie było trzeba, a i na mapie Polski wkróce jeszcze bardziej może zaznaczyć swoją obecność. Warto więc wyglądać kolejnych odsłon tego wydarzenia, bo potencjał ma ogromny.

[zdjęcia: Jakub Knera, Dariusz Rybus]

2:54 [fot. Jakub Knera]
2:54 [fot. Jakub Knera]
2:54 [fot. Jakub Knera]
2:54 [fot. Jakub Knera]
2:54 [fot. Jakub Knera]
Connan Mockasin [fot. Jakub Knera]
Connan Mockasin [fot. Jakub Knera]
Connan Mockasin [fot. Jakub Knera]
Connan Mockasin [fot. Jakub Knera]
Connan Mockasin [fot. Jakub Knera]
Connan Mockasin [fot. Jakub Knera]
Turbowolf [fot. Jakub Knera]
Turbowolf [fot. Jakub Knera]
Turbowolf [fot. Jakub Knera]
Turbowolf [fot. Jakub Knera]
Turbowolf [fot. Jakub Knera]
The Janitors [fot. Jakub Knera]
The Janitors [fot. Jakub Knera]
The Janitors [fot. Jakub Knera]
The Janitors [fot. Jakub Knera]
The Experimental Tropic Blues Band [fot. Jakub Knera]
The Experimental Tropic Blues Band [fot. Jakub Knera]
The Experimental Tropic Blues Band [fot. Jakub Knera]
The Experimental Tropic Blues Band [fot. Jakub Knera]
Svper [fot. Jakub Knera]
Svper [fot. Jakub Knera]
Svper [fot. Jakub Knera]
Svper [fot. Jakub Knera]
Still Corners [fot. Jakub Knera]
Still Corners [fot. Jakub Knera]
Still Corners [fot. Jakub Knera]
Still Corners [fot. Jakub Knera]
Still Corners [fot. Jakub Knera]
iamamiwhoami [fot. Jakub Knera]
iamamiwhoami [fot. Jakub Knera]
iamamiwhoami [fot. Jakub Knera]
iamamiwhoami [fot. Jakub Knera]
iamamiwhoami [fot. Jakub Knera]
iamamiwhoami [fot. Jakub Knera]
Esben and the Witch [fot. Jakub Knera]
Esben and the Witch [fot. Jakub Knera]
Esben and the Witch [fot. Jakub Knera]
Esben and the Witch [fot. Jakub Knera]
Esben and the Witch [fot. Jakub Knera]
Rainbow Arabia [fot. Jakub Knera]
Rainbow Arabia [fot. Jakub Knera]
Rainbow Arabia [fot. Jakub Knera]
Rainbow Arabia [fot. Jakub Knera]
Enchanted Hunters [fot. Jakub Knera]
Enchanted Hunters [fot. Jakub Knera]
Enchanted Hunters [fot. Jakub Knera]
Enchanted Hunters [fot. Jakub Knera]
Izes [fot. Jakub Knera]
Izes [fot. Jakub Knera]
Izes [fot. Jakub Knera]
Izes [fot. Jakub Knera]
Dignan Porch [fot. Jakub Knera]
Dignan Porch [fot. Jakub Knera]
Dignan Porch [fot. Jakub Knera]
Girls Names [fot. Jakub Knera]
Girls Names [fot. Jakub Knera]
Girls Names [fot. Jakub Knera]
Girls Names [fot. Jakub Knera]
Karate Free Stylers [fot. Jakub Knera]
Karate Free Stylers [fot. Jakub Knera]
Karate Free Stylers [fot. Jakub Knera]
Ulster Page [fot. Jakub Knera]
Ulster Page [fot. Ulster Page]
Ulster Page [fot. Jakub Knera]
Cold Pumas [fot. Jakub Knera]
Cold Pumas [fot. Jakub Knera]
Cold Pumas [fot. Jakub Knera]