polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
A Grave With No Name  Whirlpool

A Grave With No Name
Whirlpool

Alex Shields na Whirlpool czerpie pełnymi garściami z estetyki lo-fi, jednak słuchając jego najnowszego krążka nie ma się wrażenia przesytu i znużenia, wręcz przeciwnie, bije z tego zdumiewająca lekkość oraz samoświadomość Shieldsa. Niespełna trzydziestominutowy album otwiera instrumentalny „(higher)”, którego rozwinięciem jest dream-popowa „Aurora” z mocnym, nadającym rytm basem oraz delikatnym wokalem Alanny McArdle. Potem ciepłe, lekko senne „Float” w duchu Dinosaur Jr. „Dig Me Out” z hałaśliwą gitarą oraz ponownym udziałem McArdle to ukłon w stronę The Jesus and Mary Chain. Prawdziwym highlightem jest jednak „’73” – melancholijne, ze średnim tempem, hipnotyzuje i zaskakuje subtelnością. Ciekawie jest też w króciutkiej, akustycznej balladzie „Bones”, nad którą unosi się lekko nostalgiczny klimat ze świetną wstawką smyczków. Płytę zamyka „Balloons”, kameralna, oparta jedynie na skromnych dźwiękach fortepianu oraz niemal szeptanym wokalu. 

A Grave With No Name to nazwa, którą warto sobie zapamiętać. Shields nagrał prosty, jednak znakomicie zbudowany album, który z pewną dozą tęsknoty i nostalgii wspomina lata 90-te. I nie ma siły, aby nie dać się Whirlpool uwieść, chociażby na te trzydzieści minut. Polecam.

[Mateusz Nowacki]