polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
The Cyclists / Glabulator  Etiudy miejskie / Jeden dzień bez godzin

The Cyclists / Glabulator
Etiudy miejskie / Jeden dzień bez godzin

Miejskie pejzaże malował jakiś czas temu w jednym ze swoich projektów Maciej Trifonidis, teraz ukazuje je nam, z zupełnie innej perspektywy, bydgoski kwartet The Cyclists. Lokalnie aktywny, ale na szerszej scenie odrobinę zapomniany, wraca z Etiudami miejskimi – płytą nagraną w niezmienionym składzie i będącą kontynuacją pomysłów zawartych na debiutanckim Gymnastics. Kontynuacja wypada całkiem dobrze, stanowiąc świeżą odsłonę poszukiwań na styku okołojazzowego grania i, powiedzmy, elektronicznych brzmień, zarazem kolejny ciekawy sygnał płynący z bydgoskiej sceny improwizowanej. Głównym rysem zespołu (Daniel Mackiewicz, Wojciech Woźniak, Jacek Buhl i G.R.Z.A.N.A., wcześniej dj Grzanko Muzykant) niezmiennie pozostaje poruszanie się pomiędzy kompozycją a swobodną improwizacją, a także łączenie dłuższych, hipnotycznych kompozycji, wzmocnionych samplami i skreczami oraz chwytliwym pulsem sekcji, z krótkimi, abstrakcyjnymi formami. Filigranowe i łagodne, ale też lekko psychodeliczne klawiszowe tematy kontrastują z wyrazistym rytmem sekcji i didżejskimi zagrywkami, a wszystko podane jest z nieodłącznym, łatwo wciągającym słuchacza, luzem. Druga płyta kwartetu wydaje się być bardziej przestrzenną pozycją, i o ile fakt nagrania materiału tym razem na poddaszu bydgoskiej biblioteki wpływa na to umiarkowanie, to wkomponowanie w całość fragmentów nagrań żyjącego miasta (uzupełnionych w dwóch miejscach nieco surrealistycznymi zaśpiewami Krzysztofa Gruse) już nieco bardziej. To również w większym stopniu urozmaicona muzyka, poza samplami i skreczami didżej używa dodatkowych klawiszy, pojawiają się też sample trąbki i fletu, a w jednym utworze żeńskiego wokalu. Poczucia stylistycznego przeładowania nie ma, mam też wrażenie, że muzyka nabrała odrobinę więcej łagodności i lekkości, jest trochę mniej masywna i wybuchowa od debiutu. Porządna, a przy okazji oryginalnie wydana płyta, której słucha się z całkiem sporą przyjemnością.

Przed pięcioma laty, niemal jednocześnie wraz z Gymnastics ukazywała się pierwsza płyta Spejsu, kolejnej formacji z Jackiem Buhlem w składzie. Teraz z kolei towarzyszy Etiudom miejskim debiut duetu Glabulator, w którym perkusista łączy siły z Tomaszem Glazikiem. Skład nie jest nowy, zawiązał się już bodaj przed ośmioma laty, ale jeśli chcieć wspomnieć o początkach współpracy, cofnąć się trzeba aż do połowy lat dziewięćdziesiątych, kiedy obaj muzycy rozpoczęli grę w yassowej kapeli 4Syfon, zespole trębacza Janusza Zdunka. Dla znanego jeszcze choćby z Sing Sing Penelope saksofonisty to bodaj dopiero pierwsze nagranie w tak małym składzie, z kolei rzecz nienowa dla Buhla, od kilku lat dość aktywnie udzielającego się w duecie z Wojciechem Jachną. Podobieństw do „Cyklistów” tu raczej nie ma, za to duet Jachna / Buhl siłą rzeczy przypomina się nam tutaj co chwilę.

Całkiem dobrze album się zaczyna: mrocznym, gęstniejącym dialogiem perkusji i klarnetu basowego, w drugim utworze dołącza w tle elektronika, a całość przypomina te łagodniejsze fragmenty spejsowego debiutu. Czysto akustyczny duet znów z klarnetem w roli głównej, łagodnie zamykający album, jest tutaj swoistą klamrą. Środkowe kompozycje to już duże rozpięcie nastrojów (między intensywnością free, a spokojem i melodyjnością), jak i wykorzystywanego instrumentarium, co trochę burzy spójność, rodzi zgrzyt i te lepsze wrażenia zaciera. Gęste, swobodne improwizacje na saksofon tenorowy i powracający klarnet basowy sąsiadują z mocno elektronicznymi tematami i zwłaszcza jeden z nich, pełen mocnego, masywnego rytmu, w moim odczuciu jest niepotrzebny. Duet Jachna / Buhl poprzeczkę ustawił dość wysoko – rozpinając nastroje wężej, elektronikę wykorzystywał głównie jako delikatne tło, dyskretną, choć bardzo istotną podbudowę dla swojego dialogu i wypadał on świetnie, tutaj jej zespolenie z żywymi instrumentami jest mniej klarowne (w połowie utworów nie ma jej zresztą wcale), w paru przypadkach to ona wyznacza rytm, kreśląc przy tym dużo bardziej wyraźne granice pomiędzy poszczególnymi kompozycjami.
I pozostawia trochę skonfundowanym. Jest tutaj przyjemność ze słuchania, ale też wrażenie niewykorzystanej szansy. Na ewentualną kolejną wypowiedź bydgoskiego duetu chętnie jednak poczekam.

[Marcin Marchwiński]